Takie właśnie jest “Absolute Hell”. Jest to przeróbka sztuki “The Pink Room” z 1952 roku. Ostatnio “Absolute Hell” miało swoją premierę w National Theatre.
Najnowszą produkcję “Absolute Hell” wyreżyserował Joe Hill-Gibbins. Jego przedstawienie jest dość tradycyjne, angielskie, można by powiedzieć.
Zaczyna się wprawdzie nieco brechtowskim elementem: aktorzy stają przed publicznością, gdy kurtyna jeszcze nie poszła w gore i zaczynają śpiewać piosenkę z lat pięćdziesiątych “Sun and Fun”.
Następnie jesteśmy przeniesieni do pubu w Soho w powojennych czasach. Hill-Gibbins bardzo ciekawie operuje ruchem scenicznym. Momentami imituje kamerę filmową gdy w intymnych scenach nagle każdy się zatrzymuje, albo staje z tyłu sceny, a cała uwaga idzie w stronę aktora lub dwojga aktorów. I znów za chwilę reszta włącza się i jesteśmy w środku tłocznego i głośnego pubu w Soho.
Reżyser bardzo dobrze rozpracował “Absolute Hell” od strony aktorskiej, ale w zasadzie wydaje się, że Hill-Gibbins nie musi dużo robić z tym tekstem. Nie potrzeba go uwspółcześniać, udziwniać. Ackland stworzył nie tylko portret powojennego Soho z jego atmosferą, politycznym klimatem, ale przede wszystkim jest to studium ludzkich charakterów.
Ackland przedstawia niezwykle przejmująco ludzi zagubionych, dla których wyjscie do pubu, alkohol stają się ucieczką od świata, który ich przerósł, świata, w którym nie są w stanie się odnaleźć. Bohaterowie Acklanda są wielowymiarowi, niosą w sobie życiowe bagaże, które są często dla nich zbyt ciężkie.
“Absolute Hell” w przejmujący, pełen empatii, ale zarazem bez sentymentalizmu przedstawia ludzi, którym coś w życiu nie wyszło, których związki się rozpadły, lub którzy po prostu nie wiedzą, co dalej w życiu zrobić.
“Absolute Hell” to przykład tradycyjnego brytyjskiego teatru na wysokim poziomie. Zobaczymy tutaj świetne aktorstwo, wysokiej klasy warsztat reżyserski oraz po prostu przejmującą historię.
Dr Jacek Kornak
Napisz komentarz
Komentarze