Ostatnie tygodnie są dla pani wyjątkowe – została pani laureatką plebiscytu #Polka100 oraz została Polką Roku Jubileuszowego na V Kongresie Polek. Gratulacje!
Uczucie – czuję się normalnie, robię dalej te same rzeczy, oczywiście to miłe uczucie być wyróżnioną i czuję się wyróżniona – ale jednocześnie zobligowana do większej pracy i pomocy innym liderom polonijnym. Dla mnie wszelkie nagrody i wyróżnienia to podziękowanie dla mojej pracy, ale jednocześnie obowiązek dalszej pracy - nie chciałabym spocząć na tym i nic dalej nie robić.
Jak zostaje się liderką polskiej społeczności lokalnej, w pani przypadku w Oksfordzie?
To źle postawione pytanie, bo liderzy raczej rzadko są wybierani – liderem się jest i ma się te pewne miękkie umiejętności „we krwi” – to od lidera zależy czy będzie działał czy nie – oczywiście ja nie mam i nigdy nie chciałabym mieć patentu na „Przywództwo” w Oksfordzie – bo mamy tu wielu wspaniałych ludzi, którzy też spełniają wszelkie warunki bycia liderem – jedynie potrzebowali/potrzebują czasu, miejsca aby zacząć coś robić – i ja to widzę, że co nóż jest jakaś nowa inicjatywa społeczna od kogoś nowego w Oksfordzie – i to mnie najbardziej cieszy, np. żeńska drużyna piłkarska, czy Kobiety w Oksfordzie, które ostatnio miały pierwsze spotkanie. Praca lidera to też doświadczenie – doświadczenie w pracy z ludźmi. Ja swoją działalność liderską zaczęłam mając 13 lat, to ponad 30 lat temu.
Czym zatem zajmuje się liderka polskiej społeczności?
Jeśli chodzi o specyfikę Grupy Polonijnej – to powinna znać się na prawie wszystkim, od tego jak znaleźć pracę, do kogo udać się w Urzędzie Miasta jak sąsiad hałasuje, jak wygląda prawo w UK, ale też musi mieć dużo kontaktów, bo oczywiście my jako organizacja nie załatwiamy wszystkich spraw, ale mamy listę, gdzie skierować ludzi jak potrzebują to czy tamto – dlatego czasami ludzie są trochę nieufni jak chcą kontakt do prawników polskich, a ja pytam, ale w jakiej sprawie, bo:
1) nie wszystkie sprawy załatwiają tu prawnicy
2) każdy też się w czymś innym specjalizuje, z prawa: może to być prawo europejskie, prawo rodzinne, prawo cywilne itd. Duży też nacisk u nas w organizacji kładziemy na promocję polskiej kultury: Dzień Babci i Dziadka, malowanie jajek, Dzień Dziecka, 3 Maja, 11 Listopada, ale też nie zapominamy o brytyjskich tradycjach: afternoon tea czy St. Andrews day, Bon Fire Day...
Jakie w takim razie wydarzenia/uroczystości organizuje Oxford Polish Association?
Na tę chwilę mamy długoterminowy projekt sportowo-integracyjny „Rodzinny Dzień Sportu” raz w miesiącu, współorganizujemy też duże eventy jak „Leys Festival” w lipcu, gdzie już od 4 lat współtworzymy ten duży na kilka tysięcy osób event. Dodatkowo pamiętamy też o naszych świętach i tradycjach, dlatego co roku organizujemy „Bingo” na Dzień Babci i Dziadka w styczniu, malowanie jajek przed Świętami Wielkanocnymi, Wigilie dla Polonii oraz Święta Państwowe, jak 3 Maja czy 11 Listopada. Staramy się współpracować ze wszystkimi polskimi grupami w Oksfordzie, dlatego też czasem się wręcz uzupełniamy: Polska Szkoła, Stowarzyszenie Studentów na Oxford University, PPA – Oxford, drużyna futbolowa „Żubry”.
Cofając się nieco wstecz - w jaki sposób trafiła pani akurat do Oksfordu?
Do Oksfordu trafiłam przez przypadek. Ściągnął mnie tutaj były szef kuchni, z którym wcześniej współpracowałam. Zaproponował mi lepsze warunki finansowe i tak to się zaczęło - 1 sierpnia 2004 roku. W Oksfordzie zakochałam się od pierwszego wejrzenia – uwielbiam to miasto.
Kiedy Pani przyjechała na Wyspy I jak wyglądały początki tutaj?
Byłam szczęściarą - przyjechałam do UK w sierpniu 2003 roku, jeszcze przed wejściem Polski do UE, na roczny kontrakt. Trochę się ten kontrakt przedłużył (śmiech). Miałam zapewnione miejsce do spania, pracę, wszytko. Byłam jedyną Polką w małej miejscowości Goring and Stratley i jak chodziłam do sklepu czy do banku, to „byłam zjawiskiem”. Ludzie w tej miejscowości byli bardzo mili – bardzo mi pomagali, troszczyli się o mnie. Niewiele z nich wiedziało gdzie jest Polska. Jedynie starsi mieszkańcy wiedzieli coś o Polakach i co jakiś czas mi przynosili informacje, gdzie mogę znaleźć Polonię w Reading, czyli najbliższym dużym mieście, mówili o znajomych lotnikach – Polakach, bardzo miło wspominam ten czas.
Czym obecnie zajmuje się pani na co dzień?
Ha, ha, ha… Łatwiej by było powiedzieć czym się nie zajmuję (śmiech). Na co dzień pracuję na ¾ etatu w jednym z Collges w Oxford University w dziale księgowości, a po godzinach – oczywiście prowadzę OPA, mam jeszcze też firmę rozliczeniową dla osób samozatrudnionych, a od sierpnia tez firmę eventową, gdzie organizuję seminaria, konferencje, imprezy okolicznościowe…
W jaki sposób łączy pani życie prywatne z życiem zawodowym i na dodatek pracą charytatywną? To musi być trudne…
To kwestia zorganizowania, determinacji i oczywiście ciężkiej pracy, zdarza mi się, że sypiam po 3 godziny, szczególnie przed dużymi wydarzeniami, ale to raczej wynika z mojej osobowości – idę spać, jak już wiem, że wszytko jest zrobione. Odsypiam na urlopach i czasami w weekendy (śmiech).
Jakie są pani zainteresowania/hobby?
Lubię czytać książki kryminalne. Uwielbiam Cobena, ale nie tylko. Lubię też tańczyć – taniec towarzyski: samba, walc i rumba to moje ulubione tańce. Tańczyłam od dziecka – później miałam długą przerwę - w wieku 18 lat skręciłam kostkę i lekarz zabronił mi tańczyć. Wróciłam do tańca tutaj, w UK, OPA i jeszcze jedna organizacja charytatywna – zorganizowaliśmy przy pomocy i wsparciu Szkoły Tańca „Step by Step” – zbiórkę pieniędzy – coś w rodzaju „Tańca z gwiazdami”. My byliśmy tymi gwiazdami, ja oczywiście zgłosiłam się do wzięcia udziału. W sumie uzbieraliśmy wtedy ponad £2,500.00. Od tamtego czasu wpadam co jakiś czas na lekcje tańca, uwielbiam je...
Jakie stawia pani przed sobą zadania/cele na przyszłość?
Cieszę się z każdego dnia, owszem, planuję następne eventy dla OPA – na wrzesień Festiwal Krasnoludków oraz w październiku koncert z okazji Dnia Niepodległości. Co roku obiecuję sobie, że trochę zwolnię, będę mniej robić, więcej podróżować... może kiedyś to zrealizuję, chciałabym pojechać do Meksyku. Od niedawna też jestem radną w radzie osiedlowej, to taki mały Parish Council, nie mylić z Radą Kościoła (śmiech). To początek mojej drogi, bo kiedyś jak już trochę zwolnię to chciałabym zostać radną Oksfordu i pracować z ludźmi - tu radni pracują dla ludzi i z ludźmi - to ciężka wolontaryjna praca. Dlatego odkładam to na czas późniejszy. Nie, nie zamierzam wracać do Polski, oczywiście lubię jeździć tam, ale tu jestem szczęśliwa, tu jest mój dom.
Rozmawiał Dariusz A. Zeller
Napisz komentarz
Komentarze