Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Qczaj: Nie ma co się wstydzić swojego ciała

Prawdziwy showman, ale i kulturysta, który podbił Instagram oraz telewizję śniadaniową w Polsce niezwykłą, góralską osobowością. Z DANIELEM JÓZKIEM KUCZAJEM, znanym też jako QCZAJ, rozmawiał Marcin Wolniak z Radia PRL.

 

Czym różnisz się od innych trenerów-celebrytów?

Na to pytanie powinni odpowiedzieć ludzie. Ja nie potrafię. Nie śledzę wielu osób ze świata fitnessu.

A Ewa Chodakowska, Ania Lewandowska?

Ewę i Anię obserwuję, ponieważ prywatnie się znamy i bardzo się lubimy. Z reguły jednak nie podglądam co kto robi. Nie zastanawiam się: „Czy zrobiłbym to inaczej?”. W wielu przypadkach to środowisko jest po prostu powtarzalne. Do mnie nie trafia. Nie oceniam, czy to jest dobre czy złe. Wybrałem własną drogę przekazu. To chyba widać gołym okiem. Najbanalniejsze co mógłbym powiedzieć – to, że jestem sobą. W końcu każdy jest sobą (śmiech).

Uważam, że jesteś przede wszystkim pełen żartu, śmiechu, ironii. Trening z tobą jest pełen humoru.

Bo ja tak trochę traktuję życie. Przez pryzmat czasem cynicznego uśmiechu, żartu, podejścia z uśmiechem do wielu rzeczy. Moja historia wcale śmieszna nie jest. Mówię tu o moim dzieciństwie, ale też o nastoletnich czasach. Wychowywałem się w zasadzie sam. Nie ma w tym nic wesołego. A jednak z perspektywy 31 lat przyglądam się temu z uśmiechem. Mam mnóstwo dystansu do świata i do siebie.

Jesteś teraz kulturystą, trenerem personalnym, ale przez wiele lat byłeś aktorem teatru Buffo. Przede wszystkim jesteś rodowitym góralem z Podhala. Osiedliłeś się w Warszawie. Czym stolica przyciąga cię bardziej niż twój rodzinny region?

Od razu poinformuję, że już nie jestem trenerem personalnym, bo w tym momencie nie mam na to czasu. Co do Warszawy to wciągnęła mnie już na dobre, choć był taki moment, że chciałem się stąd wyprowadzić z powodu złego samopoczucia. Doszedłem jednak do wniosku, że było mi źle z samym sobą, a nie w Warszawie. Właściwie to odnajduję się wszędzie, bo zawsze szukam pozytywów w miejscach, w których jestem. W Warszawie mieszkam 13 lat. Gdy się do niej przeprowadziłem byłem mocno zagubiony. Przeniosłem się z małej miejscowości na Podhalu do potężnego miasta... Nie mówiłem wtedy ładnie po polsku. Musiałem się dużo uczyć, żeby nie być małpką. Kiedy góral pojawia się w mieście to słyszy ciągle: „A powiedz coś po góralsku?”. Właśnie przy okazji pracy w teatrze Buffo nauczyłem się płynnie wysławiać zarówno po polsku jak i w gwarze góralskiej. Z moją mamą, rodziną, siostrami gadom po góralsku.

Teraz z tej gwary zrobiłeś swój znak rozpoznawczy!

Przestałem się jej wstydzić już dawno temu. Wyzbywałem się jej dawniej, bo kojarzyła mi się z rzeczami, od których chciałem uciec. To były inne czasy i też co innego miałem w głowie. Dziś rozumiem, że to są emocje, które we mnie siedzą. Na przykład – ja się kłócę po góralsku! 

Wracając do teatru Buffo, czy rzeczywiście Janusz Józefowicz jest tyranem, stojącym z batem nad wszystkimi swoimi gwiazdami?

Jest tam reżim, ale przez to nauczyłem się szacunku do pracy i pieniędzy, do czasu drugiego człowieka. Janusz trzyma dyscyplinę – gdy bywały spóźnienia, zawalone próby, od razu jechał mocno po kasie. Mając 17-18 lat bardzo szybko nauczyłem się zasad.

W czerwcu pojawisz się w Londynie! Byłeś już tu wcześniej?

Nie byłem! Już się nie mogę doczekać! Przelatywałem kilkukrotnie i nareszcie uda mi się chwilkę zostać. Nie będę musiał z samego rana lecieć do „Dzień dobry TVN”. Będę mógł pooglądać to miasto.

A propos. Jak doszło do tego, że stałeś się telewizyjnym showmanem?

Najpierw zaproszono mnie raz, potem drugi. W pewnym momencie dostałem propozycję całego cyklu. W internecie widziałem wiele komentarzy w stylu: „Kto mu to załatwił?”. To nie jest tak. Idzie się na rozmowę o pracę, przedstawia swój pomysł, swoją wizję siebie. Opowiedziałem jak chciałbym pokazywać swoje treningi, jak motywować do ruchu i to jakoś poszło. Jestem w TVN już cały sezon. Jak się dalej to potoczy? Zobaczymy.

Kto wpada na pomysły typu – dziś robimy trening w stroju wielkanocnego zająca?

Pomysły biorą się z życia. Przez 6 minut nie jesteś w stanie pokazać wszystkiego technicznie, jeszcze przed kamerami. Przede wszystkim chodzi o to, by zachęcić ludzi, żeby się po prostu ruszyli. 

Skąd w tobie taka energia nad ranem?

Ludzie mnie bardzo nakręcają. Zwłaszcza, kiedy dostaję wiadomości, że to, co pokazuję, przynosi efekty. Komuś się zachciało dzięki mnie – to mi daje ogromną ilość energii. Pracuję czasem nawet cały weekend! Wracam do Warszawy skądś z Polski lub z zagranicy i czasami sam siebie podziwiam w poniedziałek rano.

Przeglądałem twój Instagram i tam na większości zdjęć jesteś bez koszulki. Skąd to się bierze? Jakieś niedostatki w garderobie?

Wszyscy się z tego śmieją... [śmiech] Ja faktycznie...

Chwalisz się wielką klatą! Przyznaj!

No mam to ciało. Był taki moment, że eksponowałem je bardziej, bo szykowałem się do zawodów. Uważam jednak, że nie ma co się wstydzić swojego ciała. To nie jest też tak, że stoję tam z gołym tyłkiem! Zazwyczaj jest to bardzo estetycznie pokazane.

Gdybyś stanął z gołym tyłkiem to pewnie miałbyś podobną liczbę obserwujących jak Kim Kardashian. A masz w ogóle jakieś kompleksy?

Moje kompleksy przerobiłem totalnie w śmiech. Miałem kiedyś ogromny kompleks swojego wzrostu. Mam 164 cm. Ludzi niższych traktuje się dość brutalnie, niejednokrotnie słyszałem za swoimi plecami inwektywy.

Prezes wiadomej partii usłyszał kiedyś w Sejmie: „Siadaj kurduplu!”.

No tak. Ja ten wzrost przerobiłem w swój atut. Tego uczę też ludzi, by wychodzili ze swoich kompleksów. Mój wzrost w końcu mi pomógł – pierwszy casting do Buffo i zostałem zapamiętany właśnie przez niego. Czy mam jeszcze jakieś kompleksy? Nie! Miałem krzywe zęby, to założyłem aparat i je wyprostowałem. Poza tym nie skupiam się na tym. Ludzie uwielbiają innych wpędzać w kompleksy. Próbowano i mnie zdaniem: „Nie skończyłeś studiów!”. I co z tego? Robię to, co kocham. Znam wielu ludzi po studiach, którzy nie umieją cieszyć się życiem i nie wiedzą sami, co z nim zrobić.

Myślę, że to fajna lekcja podejścia do świata, do ludzi, do życia bez napinania się. Życie jest za krótkie, by być zbyt poważnym. A najlepszym dowodem na to niech będzie nasz wspólny wykon piosenki króla Zenona „Przez twe oczy zielone”. Z twoim autorskim tekstem, tak?

Tak, wymyśliłem te słowa po siłowni, w taksówce.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama