Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

„EU citizens”? Nie – my, Polacy

Jak już wielu cierpliwych czytelnikόw domyśliło się z lektury moich felietonόw jestem aktywnym czlonkiem organizacji „the3million”, ktόra jest głosem medialnym przeszło trzech milionόw obywateli unijnych w tym kraju. Przez swόj partnerski związek z organizacją British in Europe broni też interesόw miliona obywateli brytyjskich żyjących w krajach Unii, głόwnie we Francji i Hiszpanii. 

„The3million” ma przeszło 30 tys. odbiorcόw ze swojej strony internetowej, ma stały kontakt z Home Office, z ministerstwem do spraw opuszczenia Unii (DExEU), z posłami i członkami Izby Lordόw, i z europosłami w Brukseli. 

Ostatnio miała spotkania z decydentami na najwyższym szczeblu, łącznie z negocjatorem unijnym Michelem Barnierem, z byłym premierem Guyem Verhofstedtem (ktόry jest głόwnym “strażnikiem” sprawy Brexitu w Parlamencie Europejskim), z kolejnymi brytyjskimi ministrami do spraw imigracji, z ambasadorami londyńskimi 27 państw unijnych, jak rόwnież z organizacjami reprezentującymi samorządy angielskie i walijskie.

Organizacja ma już od roku osobiste zaproszenie od premiera Theresy May aby utrzymywać kontakt z ministerstwami. Świadoma niedociągnięć w działaniu Home Office starała się, przy poparciu europosłόw, o utrwalenie istniejących praw obywateli unijnych, co spowodowało poprawioną brytyjską ofertę “settled status”. 

Dwukrotnie zmobilizowała skuteczne masowe lobby w parlamencie, organizowała wiec na Trafalgar Square, a ostatnio zasypała Home Office 134 pytaniami na jednym dokumencie do wyjaśnienia obecnego uzgodnionego statusu, na ktόre obecna minister imigracji Caroline Nokes przyrzekła że “the3million” otrzyma 134 odpowiedzi. “The3million” walczy o prawa obywateli unijnych jak lew.

Biorąc pod uwagę że jedną trzecią obywateli unijnych w tym kraju stanowią Polacy pomyślałby ktoś, że Polacy masowo garną się do wsparcia tej organizacji. I rzeczywiście jest mała garstka bardzo aktywnych Polakόw, ktόrzy odgrywają w niej rolę. Ale jest to rzeczywiście garstka. W małych ilościach przybywali na lobbing i tylko mała grupka podniosła rękę na wiecu na Trafalgar Square gdy zapytano ilu było obecnych Polakόw. Na ostatnim masowym zlocie osόb protestującym przeciw Brexitowi widziałem tylko jedną flagę polska, a i ta należala do Komitetu Obrony Demokracji. Dlaczego nas tak mało?

Gdy rozdawałem ostatnio przed kościołem polskim na Ealingu ulotki „the3million” o potrzebie rejestrowania obywateli unijnych przed wyborami samorządowymi na ogόł spotykała mnie zupełna obojętność. Co to ma ze mną wspόlnego? Gdy rozdawaliśmy podobne ulotki na terenie Balham ulotki nasze chętnie przechwytywali Francuzi, Włosi, Litwini, Węgrzy. Lecz gdy moi koledzy podeszli do obywateli polskich na oczach ich były wyrazy zdumienia. “Are you EU citizens?” zapytano ich. “No no!” odpowiedzieli łamaną angielsczyczną, “We Polish” . Taką odpowiedź uzyskaliśmy dwukrotnie.

Czy na prawdę świadomość obywatelska masy Polakόw na Wyspie jest tak płytka? Gdy przypomina się obywatelom unijnym tu osiadłym, że w ciągu następnych trzech lat, a więc do czerwca 2021, wszyscy obywatele unijni nie posiadający obywatelstwa brytyjskiego muszą się zarejestrować w Home Office lub być zdani na deportację razem ze swoją rodziną, czy Polacy nie są świadomi że tu chodzi o nich właśnie?

Może rzeczywiście trafiliśmy w Balham na przypadki znudzonych Polakόw zaskoczonych przez nieznajome osoby na ulicy i ze słabą znajomością języka angielskiego. Lecz wielu jest takich, ktόrzy wciąż nie pojmują co się dzieje w “polityce” i ktόrzy nie widzą powodu dlaczego mają tu głosować na kogokolwiek. To tak jakby proszono ich o głosowanie na innej planecie.

Inicjatywa „the3million” i innych podobnych organizacji nacisku powstała w środowiskach obywateli zachodniej Europy, często pochodzących z mieszanych małżeństw i posiadających brytyjskie dzieci, ktόrzy czują że ich pobyt w tym kraju jest oparty o podstawowy fundament prawny i że tu jest ich dom. 

Natomiast wielu Polakόw czuje że są tu intruzami, nawet jeżeli ich dzieci widzą swoją przyszłość w Wielkiej Brytanii. Myślą że co będzie, to będzie, ale to nie od nas zależy. Faktycznie coraz bardziej jestem przekonany że do szerokich mas Polakόw w Wielkiej Brytanii możemy dotrzeć tylko przez społeczne media polskie, przez telewizję polską lub co najwyżej przez ulotki z organizacji jak „the3million” skierowane wyłącznie w języku polskim do Polakόw.

I to dobrze pojął Jan Żyliński ze swoją alcją wyborczą z 48 polskimi kandydatami, ktόry wie że przeciętny wyborca polskiego pochodzenia nie reaguje aż do jego drzwi zastuka Polak czy Polka. 

To potwierdza zresztą i moje doświadczenie że polski kandydat z ramienia brytyjskiej partii politycznej może trafić do polskiego wyborcy i uzyskać pojedynczy głos tylko jak się jemu osobiście przedstawi. Trzeba wtedy przejrzeć listę wyborcόw, spisać sobie wszystkie polskie nazwiska i imiona (tzn imiona polskich kobiet z nie polskimi nazwiskami) i odwiedzić ich wszystkich osobiście. Lecz jest to rόwnież głos rozpaczy, potwierdzający „gettoizację” znacznej części polskiego społeczeństwa, ktόra nie jest w stanie czy nie ma chęci integrowania się z brytyjskim otoczeniem.

Czytając to, wielu czytelnikόw oburzy się: Jak to? Przecież stara emigracja gdy w końcu uzyskała obywatelstwa brytyjskie, a szczegόlnie ich potomstwo, jak najbardziej zintegrowała się, brała udział w wyborach i wystarczały im informacje czy hasła w prasie brytyjskiej skierowane ogόlnie do brytyjskich wyborcόw aby wiedzieć na kogo głosować. 

Tak samo oburzą się na to młodsi Polacy ktόrzy przybyli tu w ostatnim dwudziestoleciu, pracują w biurach angielskich, czy w bankach w City, czy zakładają własne przesiębiorstwa, są lekarzami, księgowymi, nauczycielami, czy pracują w firmach gdzie istnieją dobrze zorganizowane związki zawodowe. 

Tak samo oburzonych byłoby sporo rodzicόw, a szczegόlnie matek polskich, ktόre żywo interesują się życiem swojego dziecka w angielskiej szkole. Z czasem doszedłem jednak do przekonania że te osoby tworzą tylko jak by pewną elitę życia polskiego na Wyspach i słabo orientują się życiem Polakόw kόrzy nawet teraz, 14 lat po wejściu Polski do Unii Europejskiej, nie znają ani języka ani zasad życia w tym kraju.

Cztery lata temu „Polish City Club” podjął inicjatywę zorganizowania spotkania z lokalnymi przywόdcami partii politycznych dla polskich wyborcόw żyjących w podlondyńskich przedmieściach Greenford i Perivale, gdzie 12 proc. wyborcόw stanowią obywatele polscy. 

Reklamowano spotkanie masą ulotek rozdawanych pod lokalnym kościołem polskim i przy szkołach sobotnich na Northolt i na Ealingu. I rzeczywiście stawili się lokalni liderzy partii politycznych na Ealingu, telewizja i prasa polska, przedstawiciel Ambasady, no i oczywiście pełni zapału młodzi organizatorzy. A ilu przybyło lokalnych polskich wyborcόw? Tylko jedna osoba. Nie było właściwie żadnego dialogu czy żadnego wspόlnego języka, między elitą nowej fali a masą.

W tym roku proponowałem podobną inicjatywę ze wszystkimi partiami brytyjskimi, łącznie z „Polską Dumą”, ale już w ramach lokalnej parafii czy szkoły sobotniej. Od parafii nie było żadnej odpowiedzi. Prezes rady jednej z polskich szkόł sobotnich wyraził wielkie zainteresowanie. Powiedział że postara się przekonać do tego rodzicόw w Radzie Szkolnej. 

Niestety prawie nikt go nie poparł. Wytłumaczył mi że jako Polak długo zamieszkały w Londynie, z dobrą pracą, pochodzący zresztą z Warszawy, bardzo popiera inicjatywy, ktόre umożliwiają bliższą integrację polskich rodzin ze środowiskiem brytyjskim. Lecz nie jest to pogląd innych członkόw rady szkolnej, szczegόlnie że w większości przybyli tu z terenόw wiejskich gdzie nastawienie do wszelkiej polityki jest negatywne. Poza tym za mało z nich znało wystarczająco język angielski aby uczestniczyć z pożytkiem w takim spotkaniu.

Nie można dać za wygraną. Polacy na ogόł są zintegrowani z życiem gospodarczym, pracują i płacą podatki, a dzieci wysyłają do szkόł angielskich gdzie czują się młodymi Brytyjczykami. 

Świadomość obywatelska może pojawić się w końcu tak jak po wielu latach dla Polakόw powojennych. Lecz po drodze leży kryzys Brexitu na ktόry muszą w końcu zareagować czynnie, a nie biernie. Każdy obywatel polski tu żyjący a nie posiadający brytyjskiego obywatelstwa będzie musiał się zarejestrować aby miał tu prawo pobytu do pracy, nauki i służby zdrowia dla siebie i dla swoich dzieci. 

Konsulat, polskie i brytyjskie organizacje charytatywne, a prawdopodobnie wreszcie też i samorządy brytyjskie będą musiały stanąć na wysokości zadania aby jednemu milionowi Polakόw przypominać o przygotowaniu odpowiednich dokumentów, a potem informować i pomagać w tej koniecznej rejestracji. 

Ale każdy Polak czy Polka muszą obudzić się ze swojego obywatelskiego letargu i sami zadeklarować: 
“Składam podanie o pozostanie, bo mam prawo jako obywatel unijny tu pozostać”.


Wiktor Moszczyński – felieton ukazał się także w londyńskim Tygodniu Polskim



 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

emiigrant 02.06.2018 10:40
Komentarz usunięty

Reklama