Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

#Polka100: Najważniejsza jest dla mnie rodzina

Jest jedną z czterech osób na terenie Wielkiej Brytanii będącą prognostykiem zapotrzebowania na energię elektryczną w National Grid. A przede wszystkim jedną z laureatek plebiscytu #Polka100 jaką z okazji setnej rocznicy uzyskania przez kobiety praw wyborczych, zarówno w Polsce jak i w Wielkiej Brytanii, ogłosiła ambasada Rzeczpospolitej Polskiej w Londynie, pragnąc uhonorować wyjątkowe Polki, które na co dzień inspirują polską społeczność na Wyspach Brytyjskich. Rozmowa z Oliwią Miłek-Richards, która w wyjątkowy sposób wpływa na pozytywny wizerunek Polski w Wielkiej Brytanii.

Została Pani laureatką plebiscytu Ambasady RP w Londynie „Polka100” Gratulacje!

O plebiscycie poinformował mnie mój mąż. To on natknął się na twit Ambasady z ogłoszeniem o kampanii #Polka100. Powiedział, że w jego opinii moja osoba i mój zawód dokładnie spełniają kryteria wymagane do nominacji. Dodał, że czy tego chcę czy nie on mnie nominuje do tego plebiscytu.

Kiedy skontaktowała się ze mną Jadwiga Bronté i Jakuba Krupa myślałam, że przeszłam przez pierwszy etap eliminacji. Dopiero kiedy otrzymałam email z Ambasady z zaproszeniem na finał dotarło do mnie, że jestem jedną z 18-stu laureatek.

Przyznam, że było to bardzo miłe uczucie, ponieważ to bardzo szczególne wyróżnienie, które bardzo sobie cenię. Z mojego punktu widzenia jestem bardzo zwyczajną osobą, jedna z bardzo wielu Polek w Wielkiej Brytanii, które wykonują swoją pracę najlepiej jak potrafią. Chciałabym zaznaczyć, że po przeczytanie historii innych laureatek poczułam się bardzo dumna, że znalazłam się w takim zacnym gronie.

Reakcje w mojej pracy na moje wyróżnienie były bardzo miłe, otrzymałam bardzo dużo emaili z gratulacjami.

Dla mnie szczególnie miłe było to, że finał plebiscytu zbiegł się z urodzinami mojej mamy i był to dla niej niestandardowy prezent.

W jaki sposób zostaje się prognostykiem zapotrzebowania na energię elektryczną w National Grid?

Praktycznie od razu po skończeniu studiów inżynierskich w Bydgoszczy postanowiłam wyjechać do Anglii. Na początku pracowałam w „typowych” dla imigrantów zajęciach: w kantynie w zajezdni autobusowej, domu dla osób starszych, centrum dystrybucyjnym, a nawet sprzątając prywatne domy. Żadnej z tych prac się nie wstydzę, we wszystkich dawałam z siebie 100%, ale czułam, że chcę kontynuować moją edukację. Poszłam na Uniwersytet w Reading, gdzie mieszkałam i dowiedziałam się jakie są warunki przyjęcia na studia magisterskie obcokrajowca, ile kosztują studia magisterskie - w Anglii za studia trzeba płacić - i czy są na tym uniwersytecie kierunki, które mnie interesują.

Postanowiłam, że sprostam wszystkim wymaganiom uniwersytetu i zaoszczędzę 3,5 tysiąca funtów potrzebnych na opłacenie studiów magisterskich oraz dodatkowo zaoszczędzę więcej pieniędzy, które będą mi potrzebne na pokrycie kosztów utrzymania. Wiedziałam, że muszę liczyć tylko na siebie. W szczycie okresu oszczędzania pracowałam po 70 godzin tygodniowo. Czasami zastanawiam się jak było to fizycznie możliwe.

Po odłożeniu pieniędzy zapisałam się na intensywny kurs języka angielskiego. Jako obcokrajowiec musiałam zdać specjalny egzamin, żeby uniwersytet miał pewność, że poradzę sobie z językiem. I tak po 2 latach, w październiku 2007 roku zostałam studentką studiów magisterskich Uniwersytetu w Reading na kierunku „Odnawialne źródła energii i zrównoważony rozwój środowiska” (Renewable energy and sustainability at the University of Reading). Po roku otrzymałam tytuł magistra tej uczelni.

Krótko po studiach dostałam pracę w urzędzie miasta w Reading w wydziale ochrony środowiska. Pracowałam tam 2,5 roku. Pewnego dnia kolega z pracy powiedział mi, że widział w gazecie ogłoszenie, że National Grid szuka osób do pracy. Ogłoszenie o pracę było na stanowisko administracyjne w krajowym centrum kontroli przepływu mocy elektrycznej. Postanowiłam nie przegapić takiej okazji i złożyć aplikację o pracę. Pomyślałam, że nawet jeżeli mi się nie uda, to będzie to bardzo wartościowe doświadczenie.

Zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną. Na koniec rozmowy powiedziano mi, że mogę poprosić o zwrot kosztów za dojazd na rozmowę kwalifikacyjną. Odpowiedziałam, że nie mogę tego zrobić, ponieważ przyjechałam rowerem. (śmiech) Po kilku dniach otrzymałam telefon z National Grid z pytaniem czy mogłabym się z nimi spotkać ponownie. Powodem tej prośby było to, że osoby które przeprowadziły ze mną pierwszą rozmowę kwalifikacyjną uznały, że moje kwalifikacje lepiej pasują do bardziej technicznego zespołu, gdzie miałabym większe szanse rozwoju. Oczywiście zgodziłam się na kolejne spotkanie. Po tym spotkaniu zaoferowano mi pracę w zespole prognostyków krajowego zapotrzebowania na energię elektryczną. Przez pierwsze dwa lata uczyłam się tej pracy, a potem zdałam wewnętrzny egzamin i zostałam „pełnokrwistym” prognostykiem. Od tamtej pory jestem jednym z czworga prognostyków, którzy wykonują tę pracę w Anglii.

Co należy do pani zadań na tym stanowisku?

Moja praca musi być wykonana w każdy dzień roku, święta, dzień urzędowo wolny od pracy, Sylwester, nie ma znaczenia. Główny prognostyk musi być w pracy od godziny 7:30 rano do 17. Każdego dnia główny prognostyk przygotowuje kilka bardzo szczegółowych prognoz na krajowe zapotrzebowanie na energię elektryczną, na każde pół godziny dnia. Przygotowanie jednej prognozy zajmuje około godziny. Trzy razy w ciągu dnia trzeba odświeżyć prognozę na bieżący dzień. Robi się to w oparciu o najświeższe prognozy meteorologiczne, które napływają bezpośrednio do naszego zespołu. Jesteśmy również odpowiedzialni za przygotowanie prognoz na następne 14 dni. Codziennie przygotowujemy 6 prognoz.

Każda prognoza ma ściśle określony czas, kiedy musi być dostępna dla inżynierów elektrycznych, którzy w czasie rzeczywistym zapewniają bezpieczny przepływ energii elektrycznej, bilansują podaż i popyt na prąd zapewniając, że częstotliwość prądu utrzymana jest w wąskim przedziale bezpieczeństwa. Oprócz tego każda prognoza musi być udostępniona na zewnątrz firmy tak, aby uczestnicy rynku energetycznego mieli najświeższe informacje.

Moja praca głównie polega na analizie danych i wykorzystania ich w matematyczno-statystycznej metodzie prognozowania, mamy wiele tak zwanych modeli matematyczno-statystycznych. Jednak modele m-s to jedno, po ich obliczeniu przychodzi czas na to, aby doświadczony prognostyk zastosował tzw. „pierwiastek intuicyjny” i krytycznie zweryfikował obliczenia modelu.

Kiedy nie jestem prognostykiem jedną z rzeczy, którą wykonuję jest analiza błędów, które popełniliśmy, tzn. jak bardzo nasze oszacowanie różniło się do rzeczywistego zapotrzebowania. Analiza błędów pomaga zrozumieć ich źródło. Na tej podstawie jesteśmy w stanie ulepszyć nasze modele matematyczno-statystyczne i wykorzystać je w bliskiej przyszłości.

Oprócz tego odpowiadam na liczne pytania napływające do naszego zespołu, przygotowuję prezentacje dla gości, itd.

Jeśli wykonam moją pracę naprawdę dobrze - różnica między prognozą, a stanem rzeczywistym jest bardzo mała - inżynierowie w centrum kontroli przepływu mocy w czasie rzeczywistym będą musieli dokonać mniej kosztownych decyzji w celu zapewnienia, że popyt na energię elektryczną jest taki sam jak podaż. Koszt tych decyzji ostatecznie trafia do każdego użytkownika energii elektrycznej w Anglii. Krótko mówiąc i w uproszczeniu, rachunki za energię elektryczną będą mniejsze.

Uważam, ze pomimo tego, że współczesne życie nie jest możliwe bez elektryczności, wręcz jesteśmy od niej zależni, to przeciętna osoba nie jest świadoma tego, że mój zawód istnieje.

Czym zatem jest dla Pani praca?

Praca to bardzo ważna cześć mojego życia, ale zdecydowanie nie najważniejsza. Najważniejsza jest dla mnie rodzina. Jeżeli chodzi o pracę, to jestem w szczęśliwej sytuacji, że bardzo lubię to, co robię.

Moja praca jest bardzo wymagająca, wykonuję ją już kilka lat i czasami łapię się na tym, że zapomniałam, jak to było na początku, kiedy wszystko wydawało mi się bardzo skomplikowane. Każdy dzień jest inny i stawia przede mną inne wyzwania. Myślę, że to powoduje, że cały czas uważam ją za bardzo interesująca. W pracy spędzam ogromną część swojego dnia, więc fakt, że lubię swój zawód oraz że czuję się doceniona przez swojego pracodawcę i współpracowników tylko pomaga.

Bardzo cenię sobie to, że efekty mojej pracy mają bezpośredni wpływ na życie każdej osoby w tym kraju, bo chyba w dzisiejszym czasie nie ma osoby, która nie korzystałaby z prądu. Oczywiście zdaję sobie sprawę ze związaną z tym odpowiedzialnością.

Wszystko co robię jest widoczne jak na dłoni. Rezultaty mojej prognozy są widoczne dla każdego kogo to interesuje. Następnego dnia moi koledzy widzą jak trafna była przygotowana przeze mnie prognoza. Kiedy Twoja prognoza jest dokładna, to daje poczucie ogromnej satysfakcji.

Czy uważa się Pani za osobę, która osiągnęła sukces?

Nie jest tak, że kiedy budzę się rano to myślę o sobie – Oliwia, ty to dopiero osiągnęłaś sukces! Pana pytanie spowodowało, że musiałam się nad tym dobrze zastanowić.

Myślę, że tak, osiągnęłam sukces, ale nie odbyło się to z dnia na dzień. Ciężko na to pracowałam. Jestem bardzo dumna z tego, że to co osiągnęłam zawdzięczam tylko sobie. Nikt mnie nie polecił do mojej pracy. Byłam osobą całkowicie z zewnątrz, zatrudnioną na podstawie moich kwalifikacji.

Czuję się doceniona w mojej pracy. Jestem postrzegana przez współpracowników jako ekspert w mojej dziedzinie. To jest bardzo satysfakcjonujące, kiedy koleżanka lub kolega z 30-letnim doświadczeniem w naszej dość niszowej profesji, docenia moje umiejętności prognostyczne.

Ale najważniejsze jest dla mnie, że mogę dzielić moją radość z pracy i z życia z moim mężem i córką oraz z innymi członkami rodziny. Bardzo cieszy mnie to, jestem w takiej sytuacji, że mogę finansowo wspierać moją mamę w Polsce. To jest dla mnie nadrzędne.

Udziela się pani wśród lokalnej, polskiej społeczności w Reading. Dlaczego pani to robi?

Zaangażowałam się w wolontariat w Polskiej Szkole Sobotniej w Reading w 2008 roku. Przez rok pomagałam nauczycielce w pracy z dziećmi w zerówce. Potem zostałam zastępcą dyrektor szkoły. Obecnie jestem Head of Trustees i zajmuję się stroną formalną funkcjonowania szkoły. Szkoła w Reading istnieje od 1953 roku. Obecnie uczy się w niej 260 uczniów, w przedziale wiekowym od 4 lat aż do klas A Level. Jest to dla mnie istotne, że mogę podzielić się moim czasem, doświadczeniem z taką placówką.

Oczywiście wolontariat tylko uszczupla mój wolny czas, ale ja już chyba inaczej nie umiem funkcjonować. Lepiej mi się żyje, kiedy jestem bardzo zajęta. Wtedy nie mogę sobie pozwolić na brak zorganizowania.

Bardzo ważne było dla mnie i dla mojego męża Anglika, żeby nasze dziecko miało polską opiekunkę zanim pójdzie do szkoły. Chcemy, żeby była dzieckiem dwujęzycznym. Jak tylko ukończy 4 lata będzie w soboty uczęszczała do polskiej szkoły. Jest dla nas ważne, żeby córka mogła swobodnie komunikować się z babcią i kuzynem w Polsce. Nie jest to łatwe zadanie, ale staramy się włożyć w to dużo energii, czasu i cierpliwości. Na razie zyskuje na tym mój mąż, bo jego znajomość języka polskiego bardzo się poprawiła. (śmiech)

Jestem dumna ze swojego pochodzenia. Z kilkoma osobami z pracy zorganizowałam „Eastern European Day” w pracy. Przygotowaliśmy ulotki i prezentacje na temat Polski, Czech, Wegier i Rumunii. Zaprosiliśmy pianistkę, która dala 45 minutowy koncert grając utwory kompozytorów z wymienionych krajów. Przygotowaliśmy poczęstunek, aby „otworzyć oczy”, a raczej kubki smakowe na tradycyjne smaki bloku wschodniego.

Nigdy nie kusiło mnie żeby „ułatwić” sobie życie i zamienić literę „w” w moim imieniu na „v”, żebym nie musiała tłumaczyć innym jak mają wymawiać moje imię.

Jakie są pani zainteresowanie/hobby poza pracą?

Moje zainteresowania dzielę na czas sprzed macierzyństwa i po. Przed urodzeniem dziecka uwielbiałam chodzić na „spin” na siłowni oraz na inne zajęcia fitness. Chodziłam również na lekcje tanga argentyńskiego, polecam każdemu, cos niesamowitego.

Obecnie, ponieważ pracuję na pełny etat, to cały czas po pracy chcę spędzić z córką i mężem. Mam nadzieję, że kiedy córka będzie trochę starsza to moja radość z uczęszczania na zajęcia na siłowni się odświeży.

Teraz moim hobby jest szukanie placów zabaw, kiedy podróżujemy. Zwiedzanie jest bardzo okrojone na rzecz czasu na placu zabaw. (śmiech) Luksusem nazywam to, kiedy uda mi skończyć książkę w przyzwoitym czasie. Proszę nie odczytać tego jako narzekanie, nie zamieniłabym nic z obecnej sytuacji. Tylko czasami z nostalgią wspominam czasy sprzed macierzyństwa, kiedy myślałam, że byłam zajęta…

Jakie dalsze cele stawia pani przed sobą?

Osobistym celem jest to, żeby moja córka była ciekawym, pogodnym i szczęśliwym dzieckiem, które będzie swobodnie mówić po polsku i po angielsku. Natomiast mój mąż przy okazji kolejnych plebiscytów, pomyślał „o tak, moja żona właśnie taka jest i ją nominuję”!

Zawodowo moim celem jest to, żeby być jeszcze lepszą w tym, co robię, żeby inni postrzegali mnie jako osobę z która chcą pracować, kogoś kto jest zawsze gotowy podzielić się swoim doświadczeniem i wiedzą.

Patrząc z perspektywy czasu – co najbardziej podoba się pani w życiu na Wyspach?

Bardzo odpowiada mi różnorodność narodowościowa w tym kraju. W mojej pracy, w moim zespole, mój szef jest z Włoch, koledzy z Holandii, Indii, Libanu i Anglii. Bardzo dobrze się czuję z taką różnorodnością.

Swoboda przekonań, wyznań religijnych, orientacji seksualnej etc - to jest dla mnie wartością.

To, że zaproponowano mi pracę na podstawie moich kwalifikacji, a nie tego kogo znałam, przekładając to na polskie realia. Smutno mi było, kiedy moja mama powiedziała znajomym w Polsce, że pracuję w National Grid i odpowiedz była, „na pewno tam sprząta”. Czyli to, że było to dla nich nie do pojęcia, że można pracować wg. swoich ambicji i kwalifikacji, pomimo tego, że jest się obcokrajowcem.

To, że ludzie tutaj są bardziej zrelaksowani w porównaniu do Polaków, przykład tego jak jeżdżą samochodami dobrze to obrazuje.

Podoba mi się pomoc socjalna oferowana ludziom. Nie mam dużo na ten temat do powiedzenia w oparciu o własne doświadczenie, ale wydaje mi się, że łatwiej tu się żyje zarabiając nawet najniższą krajową w porównaniu z Polską.

Chyba każdy kto mieszka w Anglii zauważy różnice w standardach obsługi klienta między Anglią, a Polską, żeby było jasne, na korzyść Anglii. I tak z przymrużeniem oka, podoba mi się, że nikt w sklepie nie pyta się mnie czy mam odliczoną gotówkę, bo inaczej nie ma mi jak wydać reszty.

Z ulubionych miejsc w Anglii zdecydowanie Cambridge, mój mąż mi się tam oświadczył.

Proszę jeszcze raz przyjąć gratulacje - ode mnie osobiście, jak i naszych Czytelników, za zostanie laureatką plebiscytu „Polka100”! Trzymam kciuki za pani dalsze sukcesy!

Gorąco pozdrawiam wszystkich czytelników Cooltury!


Rozmawiał Dariusz A. Zeller


 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama