125 kg. Tyle rok temu ważyła Klaudia Socha. Od tego czasu kilkakrotnie musiała zmieniać rozmiar ubrań. Obecnie jej waga wynosi 87 kg ale, jak zapewnia, to jeszcze nie koniec.
– Czuję się dobrze, efekty są widoczne, więc dalej będę podążać tą drogą – mówi Klaudia, przyznając, że problemy z otyłością miała praktycznie od zawsze. Być może to dziedziczne, gdyż kilka osób w jej rodzinie również jest przy kości. Inna rzecz, że nigdy nie odmawiała sobie śmieciowego jedzenia, a pizza, hamburgery czy chipsy były na porządku dziennym.
27-latka, pracująca jako kelnerka w japońskiej restauracji w Londynie, już wcześniej stosowała różne diety, ale ponieważ nie przynosiły one rezultatów, po kilku miesiącach rezygnowała i wracała do starych nawyków. Przełomem okazała się książka Michała Tombaka, którą rok temu dostała od koleżanki. Znalazła w niej szereg porad, wśród których była ta, mówiąca o niełączeniu białka z węglowodanami.
– Postanowiłam spróbować i kilogramy zaczęły spadać – mówi Klaudia, która od marca, uczestniczy w realizowanym w Londynie programie „Metamorfozy”. Oprócz diety, składającej się z urozmaiconych zdrowych posiłków, to również treningi fizyczne – fitness, crossfit, basen, bieganie.
– Docelowo chcę dojść do 70 kg, co przy moim wzroście 172 cm, będzie idealną wagą – mówi matka dwójki dzieci.
W czekoladowym świecie
W przeciwieństwie do Klaudii problemów z wagą nigdy nie miała Joanna Rożek, wicedyrektor marketingu i sprzedaży w tygodniku „Cooltura” i w Polskim Radiu Londyn. A bynajmniej nie folgowała sobie z jedzeniem.
– Jadłam, co chciałam i ile chciałam. Pizza, steki, ryby, kotlety, piersi z kurczaka. Do tego ryż, ale też dużo bułek, humusu, oliwek, jajek… Nie sięgałam tylko po chipsy, hamburgery i tym podobne rzeczy – opowiada Joanna, dodając, że jej prawdziwym uzależnieniem były słodycze i czekolada. Mimo to cały czas ważyła tyle samo, czyli 60 kg przy wzroście 166 cm – nie stosując ani diety, ani ćwiczeń fizycznych. I nagle, w ubiegłym roku, tuż przed swoimi 43. urodzinami, w ciągu trzech tygodni przytyła 8 kg. Jakim cudem? Nie ma pojęcia. W reakcji na to klasyczne śniadania i kolacje zastąpiła jogurtem, posiłki opierając głównie na owocach i warzywach, jednak po dwóch miesiącach, nie widząc żadnych rezultatów tej diety, dała sobie z nią spokój.
Badania, jakie zrobiła, wykazały niski poziom progesteronu w organizmie. Dostała tabletki, jednak zaniedbała dalsze konsultacje lekarskie, w międzyczasie wracając do dawnych przyzwyczajeń. Znów w jej jadłospisie pojawiły się bułki, ptysie, no i oczywiście czekolady. Na wadze nie było żadnych zmian – aż do teraz, kiedy ponownie postanowiła rzucić wyzwanie kilogramom. Impulsem był fakt, że kilka osób w pracy zaczęło się odchudzać.
– 9 dni temu kupiłam specjalny koktajl odżywczy (w proszku, rozpuszczający się w mleku), który piję zamiast śniadania i kolacji. Do tego w ciągu dnia jem lunch i dwie lekkie przekąski. Pilnuję każdego grama kalorii i już schudłam ponad kilogram – opowiada Joanna, przyznając, że pierwsze trzy dni były ciężkie, ale przetrwała kryzys. – Myślę, że znalazłam odpowiedni sposób na pozbycie się tłuszczyku. Chcę schudnąć jeszcze 5 kg, chociaż przez planowany wyjazd na wakacje może się to trochę opóźnić – śmieje się 43-latka.
Koło z nadwyżką
Podobnie jak w przypadku Joanny na swoją wagę przez długi czas nie narzekał przedsiębiorca budowlany Radek Kaliton. Dużo grał w piłkę, biegał, ważył w granicach 76-90 kg. Później jednak coś pękło. Trzy lata temu, kiedy na skali pojawiło się 105 kg, postanowił wziąć się w garść. Zaczął chodzić do klubu fitness, dietę (białkowo-tłuszczową) ustalił mu dietetyk, a ćwiczenia wykonywał pod okiem trenera personalnego.
– W efekcie w ciągu 1,5 miesiąca schudłem 10 kg, niestety później pochłonęły mnie obowiązki zawodowe i sytuacja z czasem zatoczyła koło, nawet z dużą nadwyżką, na co zapewne miał wpływ również mój siedzący tryb pracy – mówi Radek, który ostatnio ponownie postanowił rzucić rękawicę zbędnym kilogramom. Przystąpił do programu „Metamorfozy”, wrócił do swojej wcześniejszej diety, a także do ćwiczeń pomagających zredukować tkankę tłuszczową. Efekt? W ciągu 1,5 miesiąca pozbył się 10 kg ze 118.
– Nie czuję się osłabiony, nie mam chęci podjadania. Tym razem nie zamierzam odpuścić, liczę, że dojdę do 90 kg, a potem będę utrzymywać tę wagę – mówi, mierzący 176 cm wzrostu, 27-latek.
Tłuszcz na etykiecie
Radek w szranki z nadwagą stanął po raz drugi, tymczasem Agata Drab takich prób podejmowała już kilka.
– Praktycznie całe życie miałam z tym problem. Stosowałam głodówki pijąc tylko wodę, ale w rezultacie byłam osłabiona i na nic nie miałam ochoty. Owszem, chudłam, ale później pojawiał się efekt jojo, a kilogramy, które gubiłam, wracały ze zdwojoną siłą – mówi Agata, która niedawno podjęła kolejną próbę utraty wagi. Jednak tym razem w sposób kontrolowany. Dietetyk, trener, składająca się z pięciu posiłków dieta, ćwiczenia fizyczne.
– Wcześniej jadłam wszystko, co było pod ręką – ciasta, fast foody, przetworzoną żywność. Najbardziej objadałam się wieczorami, przed pójściem spać, do tego z lampką wina. Teraz to już historia; nawet kiedy jestem w sklepie, zanim coś kupię do jedzenia patrzę na etykietę, sprawdzając zawartość tłuszczu, węglowodanów, białek itp. – wylicza mająca 160 cm wzrostu Agata, której waga w ciągu 1,5 miesiąca spadła z 86 do 78 kg. Jak przyznaje, najgorszy był pierwszy tydzień, bo ciężko było odstawić czekoladę i słodycze, ale teraz już nie ma z tym problemów. 30-latka zdradza, że do października planuje mieć 62 kg.
Zupa z orzechów
Różne historie, różne przypadki. Terapeutka żywieniowa Beata Wdowczyk przyznaje, że każdy jest inny, a plan odchudzania powinien być opracowany indywidualnie.
– Przede wszystkim trzeba określić stan zdrowia danej osoby i jej kondycję psychofizyczną. Na tej podstawie opracowujemy konkretny program działania, zaczynając od pozbycia się toksyn – mówi Beata, podkreślając, że najważniejsza jest równowaga poszczególnych składników. Nagła, radykalna zmiana jadłospisu, często kończy się niepowodzeniem, bo organizm nie jest w stanie tego zaakceptować.
– Podstawą zdrowej diety jest picie dużych ilości wody oraz spożywanie produktów nieprzetworzonych. Jak najwięcej warzyw, najlepiej organicznych, plus oliwa z oliwek. Przekąski pomiędzy głównymi posiłkami powinny być minimalne, a na zakończenie dnia polecam zupę kremową, składającą się z podgotowanych warzyw zmiksowanych z orzechami nerkowca. Ostatni posiłek spożywamy około godz. 18. No i oczywiście ruch. Dziennie powinno się pokonać na nogach przynajmniej 7 km – wylicza Beata.
Ile czasu trwa zmiana stylu życia? Minimum miesiąc, ale w praktyce nawet trzy razy dłużej. Jednym z elementów wpływających na tycie jest stres, dlatego ważne, żeby się emocjonalnie wyciszyć.
– Pamiętajmy, żeby nie skupiać się na rezultatach końcowych, tylko na tym, co robimy teraz, a efekty przyjdą same – dodaje terapeutka.
Piotr Gulbicki - Tygodnik Cooltura
Napisz komentarz
Komentarze