Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

#FELIETON: Czas gorzkiej prawdy

Spotkanie brytyjskiej premier Theresy May z dziesięciorgiem Polaków było nie tylko zagrywką promocyjną szefowej rządu, ale realną okazją, żeby szczerze powiedzieć jej, jak wykonujący różne prace Polacy czują się w Wielkiej Brytanii w obliczu Brexitu. I nawet pomimo szarlotki na stole – to nie była dla niej słodka rozmowa.

Tuż przed świętami wielkanocnymi i na rok przed planowaną datą Brexitu, May odwiedziła Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny, aby w ramach objazdu kraju – wcześniej była w Szkocji, Walii i Irlandii Północnej – spotkać się także z obywatelami Unii Europejskiej, którzy wybrali Wielką Brytanię na swój dom.

W „Łowiczance” czekało na nią dziesięć osób o zupełnie różnych historiach migracyjnych, które trafiły do Wielkiej Brytanii z wielu powodów i pracują jako recepcjonista, właścicielka kawiarni, szef kuchni, wykładowcy akademiccy, inwestorka i właścicielka firmy technologicznej, i manager w międzynarodowej firmie.

Przez ponad 30 minut mieli nieograniczoną niczym możliwość zadawania pytań, kwestionowania i krytykowania premier za jej decyzje, zarówno jako szefowej rządu, jak i wcześniej minister spraw wewnętrznych brytyjskiego rządu. Mogła ona wysłuchać osobistej historii każdego z nich i obaw, jakie mają w związku z wyjściem kraju z Unii Europejskiej.

W trakcie tej dyskusji – momentami bardzo bezpośredniej, szczególnie po tym, jak w sali zniknęły kamery – May usłyszała powątpiewające pytania o to, czy jej rząd na pewno, jak deklaruje, szanuje wkład ciężko pracujących Polaków w rozwój Wielkiej Brytanii; musiała zmierzyć się z krytyką antyimigranckiej retoryki niektórych ministrów i części brytyjskiej prasy.

Prawdopodobnie po raz pierwszy w tak otwartej rozmowie premier mogła usłyszeć głos, z którym nie spotyka się na co dzień, a który pobrzmiewa w rozmowach między wieloma z miliona Polaków w Wielkiej Brytanii. Co dalej z nami? Czy rząd na pewno zrobi wszystko, żebyśmy nie tylko mogli, ale też chcieli tu zostać? Jak to wpłynie na życie nasze, naszych dzieci i naszych znajomych? Co stanie się z naszymi firmami albo jak pracodawcy zareagują na zmiany w naszym statusie imigracyjnym? Wreszcie: kiedy rozpocznie się rejestracja do tzw. statusu osoby osiedlonej, dlaczego musimy za nią zapłacić i kto pomoże tym, którzy mogą mieć z tym problemy?

Pod tym względem warto mieć świadomość, że nawet, jeśli szereg polskich organizacji i aktywistów – jak East European Resource Centre i POSK, a także Wiktor Moszczyński i inni Polacy działający w the3million – próbują przebijać się z polskim głosem, to wciąż trafia on głównie do urzędników niższego i średniego szczebla.

Oczywiście, część z tych kwestii poruszana jest na poziomie politycznym przez polską ambasadę w Londynie czy rząd RP w Warszawie, które żmudnie powtarzają, że rejestracja musi być prosta, a prawa obywatelskie nie podlegają negocjacjom. Te rozmowy z racji swej natury są jednak często ograniczone protokołem i sztywnym formatem, który pozwala na stwierdzenie pewnych rzeczy tylko w – nomen omen – dyplomatyczny sposób.

Tymczasem wybrana grupa Polaków o różnych przeżyciach i ścieżkach kariery w Wielkiej Brytanii – często, jak wielu z nas, zaczynając od prostych prac fizycznych, a dochodząc do naprawdę fantastycznych rzeczy – miała trzydzieści minut na absolutnie szczerą rozmowę, bez udziału mediów i konieczności odgrywania fałszywych pod względem emocji scenek. Nie było słów i tematów zakazanych – premier May usłyszała m.in. o frustracji wynikającej ze skomplikowania i kosztu aplikowania o brytyjską rezydencję i paszport, a nawet o tym, żeby pamiętała, że Polacy też mają prawa wyborcze (np. w majowych wyborach samorządowych) i są gotowi głosować tak, aby zapewnić swojej społeczności szacunek ze strony polityków.

Czy to spotkanie pozwoliło szefowej rządu pokazać się z dobrej strony? Pewnie tak: w końcu niektóre z mediów pokazały kilkunastosekundowe urywki z pierwszych paru minut spotkania. Ale nie pokazały tego, co najważniejsze: wyjątkowej okazji do szczerej, otwartej rozmowy i przekazania osobiście brytyjskiej premier tego, co tak wielu Polaków, mieszkających w Wielkiej Brytanii, czuje w głębi serca przed przyszłorocznym Brexitem.

Ta możliwość wypowiedzenia gorzkiej prawdy w bezpośredniej rozmowie z kimś, kto będzie podejmował wszystkie najważniejsze decyzje, wydaje się być jednak tego warta. Bardzo łatwo jest kpić z takich spotkań, jako ustawionych pod publiczkę lub narzekać na to, że (głównie ze względów bezpieczeństwa) ktoś nie dostał zaproszenia – ale od takiego marudzenia jeszcze nic się nie zmieniło.

Tymczasem ja wierzę, że jeśli cokolwiek jest w stanie zmienić punkt widzenia premier May i otworzyć jej oczy na los miliona Polaków – to właśnie szczera, otwarta rozmowa i spotkanie z Polakami, którzy robią fantastyczne rzeczy i stanowią ukryty skarb tego kraju.

Oby.


Jakub Krupa - korespondent polskiej Agencji Prasowej oraz członek zarządu Polskiego Ośrodka Społeczno Kulturalnego w Londynie




 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Pierogi 01.05.2018 14:30
Uwielbiam takie spotkania o których nikt nie wie a potem ktoś się z tego tłumaczy miesiąc później. I że niby skąd ci ludzie? Znajomi królika i ustawka dla Mayowej. Brytole juz nawet jej nie ufają a Polacy się podniecają, bo na godzinkę wpadła na polskie pierogi...

Reklama