Sprawa Alfiego Evansa bulwersuje zarówno przeciwników jak i zwolenników decyzji sędziego. Jednak pośrodku gdzieś pomiędzy emocjami i lekarsko-prawniczym kalkulowaniem kryją się rzeczy nie zawsze widoczne na pierwszy rzut oka. To pokazuje jedynie, że należy do każdej takiej sprawy podchodzić z umiarkowanym zaufaniem.
Dlatego trudno się dziwić, że brytyjskie media raczej są ostrożne w informowaniu o tragedii jaka odbywa się obecnie w Liverpoolu. Bo to, że jest dramatycznie raczej nikogo nie trzeba przekonywać.
Jedno jest pewne: chłopczyk ma w mózgu nieodwracalne zmiany. Przeciętny człowiek może się tylko domyślać przez jakie cierpienie przechodzi teraz mały pacjent. Co zrozumiałe rodzice do ostatniej chwili będą trzymać się nadziei. Niestety niektórzy te nadzieje mogą podsycać w złej wierze. Nie z powodu cierpienia rodziców i dziecka (cierpienia jakże różnego w przyczynie) ale ze swojego „fanatyzmu” - jak to określili sędziowie prowadzący sprawę Evansów.
Kiedy sąd apelacyjny odrzucał skargę rodziców Alfiego, na „zły system zepsutego Zachodu” zaczęły sypać się gromy.
Sprawa powoduje w społeczeństwie skrajne emocje – bo o co chodzi „temu sędziemu?”.
„Niech sobie to dziecko leci do słonecznej Italii i będzie święty spokój. Jeśli tutaj nie chcą się nim zajmować, niech się tam zajmują”.
Natomiast znamienne jest, że głównym orędownikiem sprawy, stojącym po stronie rodziców jest... Paweł Stroiłow – rosyjski student prawa. To właśnie jego brytyjski sąd nazwał „fanatycznym, oderwanym od rzeczywistości młodym człowiekiem”.
Za protestami stoi natomiast organizacja katolicka „Christian Concern”, którą „The Times” nazywa „fundamentalistyczną grupą chrześcijańskich aktywistów”. Odłamem tej organizacji jest Christian Legal Centre, które najaktywniej wspiera Evansów.
Media zwracają uwagę również na to, że nikt nie chce zabijać Alfiego a sąd nakazał kontynuowanie opieki medycznej chłopczyka, jednak już nie na sali intensywnej terapii a w innym miejscu. I określił: może to być szpital, hospicjum albo dom chłopczyka gdzie w ramach opieki paliatywnej dożyłby końca swoich dni. Czyli nic ponadto co zaoferowali Włosi.
Teraz to na rodzicach leży kolejna decyzja czy z tego skorzystają czy nie. Trudno oceniać natomiast – i to należy podkreślić – czy robią źle czy nie.
Blagierem jest każdy kto mówi i pisze, że zrobiłby „tak albo tak” - nikt nigdy nie był w takiej sytuacji i nie będzie, ponieważ ta sytuacja jest jedna, jedyna w swoim rodzaju. Każda inna sytuacja będzie jedynie podobna. Nigdy taka sama.
I tyle w temacie.
Jest tragedia dziecka. Dramat rodziców. I mnóstwo domysłów, niedopowiedzeń i błędnego myślenia opartego na „wydaje mi się”.
Ja tam nie staję po żadnej stronie. Nie wiem – nie jestem lekarzem – nie mam pojęcia ale im wierzę. Nie rozumiem tego bólu – nie jestem rodzicem – nie mam o tym pojęcia, ale wierzę też rodzicom, którzy trzymają się każdej nadziei.
Mimo, że ta może okazać się fałszywa...
Piotr Dobroniak
Napisz komentarz
Komentarze