Jest jednak jeden mieszkaniec Indii, w którym nie ma nienawiści. To doktor Aziz, który w pierwszej scenie dostaje radę od przyjaciół: „Nie można przyjaźnić się z Brytyjczykami”. W drugiej scenie Aziz zapomina o ich słowach i nawiązuje nić porozumienia z angielską damą. Niestety, jak po kłębku, prowadzi ona do tragedii.
O aktualności problematyki niezrozumienia kultur, nienawiści wobec innych oraz wyzysku słabszego przez silniejszych, nie trzeba nikogo przekonywać. Adaptacja powieści na scenę została przemyślana w ten sposób, żeby dylematy z początku XX wieku mogły być zrozumiałe przez widzów na początku XXI wieku.
Aktorzy grają w strojach z epoki, co nie pozostawia wątpliwości, w jakim okresie żyją bohaterowie. Jednak twórcy sztuki prawie zupełnie zrezygnowali z rekwizytów, co sprawiło, że świat przedstawiony stał się światem uniwersalnym. Poza tym dzięki specyficznej scenie w Park Theatre – widzowie pierwszego rzędu są na poziomie sceny, oddaleni od środka akcji zaledwie o 2-3 metry, zatem ma się wrażenie, że jest się nie tylko obserwatorem, ale i uczestnikiem.
Aktorska para – Asif Khan i Liz Crowther sprawiła, że ta chwilowo banalna historia stała się fascynująca. Dzięki niespodziewanym, komicznym wątkom (tutaj duża zasługa małej roli Ranjita Krishnammy), nieco pompatyczna tematyka zyskała na lekkości.
„Passage to India” ma jedną ogromną „wadę” – nie podaje rozwiązania poruszonego problemu. Ma też jedną ogromną zaletę – pokazuje go z bliska, co skłania do autorefleksji.
No i pojawia się słoń.
Joanna Karwecka - Tygodnik Cooltura
Napisz komentarz
Komentarze