Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

TYGODNIK COOLTURA: Wyspy śmieci

Wielka Brytania musi przemyśleć i zreformować swoją politykę utylizacji i przetwarzania odpadów, bo obecny system nie zdaje egzaminu. A problemy i góry śmieci rosną.

W każdy poniedziałkowy poranek młody chłopak w dredach przyjeżdża pod nasze drzwi rowerem cargo i zabiera starannie posegregowane odpady z całego tygodnia. Mamy w małej kuchni trzy duże pojemniki na papier, szkło i plastiki oraz dwa na mniejsze pudła na odpady organiczne, które potem lądują na kompostowniku. Od ponad dekady staramy się zminimalizować nasz ślad ekologiczny*. Na zakupy chodzimy z własnymi torbami, nie mamy samochodu, używamy ekologicznych środków czystości, ekologicznych proszków do prania, ekologicznego płynu do mycia naczyń. Nie kupujemy wody w plastikowych butelkach i nie bierzemy kawy na wynos. Pijemy kranówkę i wolimy leniwie siedzieć w kawiarni, niż gnać po mieście z kubkiem kawy. Jak większość mieszkańców Wielkiej Brytanii staramy się być świadomi i odpowiedzialni wobec naszej planety, przykładając niewielką cegiełkę do zażegnania nadchodzącego eko kryzysu. Tym bardziej deprymujące są wiadomości, które obiegły Królestwo na początku miesiąca – ludzie przykładnie segregują śmieci, które potem zamiast podlegać przetworzeniu są spalane. Lub eksportowane między innymi do Polski. Wprowadzony przez Chiny zakaz importu plastiku wywołał na Wyspach mały śmieciowy kryzys, który szybko może zwiększyć swoje rozmiary. Bo od 2012 roku Wielka Brytania wysłała do Chin 2.7 miliona ton plastikowych śmieci – dwie trzecie swojego śmieciowego eksportu. Przy okazji na wierzch wypłynęła kolejna informacja. Jeśli obecny trend się utrzyma Zjednoczone Królestwo wkrótce będzie palić znacznie więcej śmieci, niż przetwarzać. Wiele samorządów już dziś tak postępuje, a wkrótce stanie się to państwowym problemem. Bo system, który przez lata działał całkiem sprawnie – palenie i eksport – w wyniku decyzji chińskiego rządu nie może dalej funkcjonować. Wielka Brytania potrzebuje nowej strategii i lepszego planu w kwestii przetwarzania odpadów. Bo inaczej utonie w śmieciach.

Eko stagnacja

Na pierwszy rzut oka liczby dotyczące recyklingu nie wyglądają tak źle. Od 2000 roku liczbę śmieci lądujących na brytyjskich wysypiskach udało się znacząco zredukować. Z 80 proc. do 20 proc. Częściowo dzięki lepszej polityce państwa, wzrastającej eko świadomości społeczeństwa, znaczącej poprawie przetwarzania śmieci, ale też dzięki eksportowi głównie do Chin, jak również do innych krajów – Polski, Malezji, Indonezji, Indii – oraz budowaniu spalarni. Ale stagnacja jest wyraźna. Między 2012, a 2010 udało się na Wyspach zwiększyć znacząco moce przetwarzania. Z 5.5 ton rocznie odpadów recyklingowych do 10 milionów. Jednak od lat Królestwo nie może wyjść poza 11 milionów ton. W 2015 roku po raz pierwszy odsetek przetwarzanych odpadów z gospodarstw domowych spadł. Z 44.9 proc. do 44.3 proc. I wątpliwe, żeby w najbliższym czasie te liczby zbliżyły się do wytycznych Unii, która chce, by w Europie co najmniej 50 proc. śmieci było przetwarzanych.

Problemem na Wyspach są różnice lokalne. Np. samorząd Westminster przetwarza jedynie 16 proc. odpadów, a pali 82 proc. Na przeciwnym biegunie jest East Riding of Yorkshire gdzie samorządowi lokalnemu udaje się przetwarzać 63 proc. śmieci, a palić mniej niż jedną trzecią. Nie znaczy to wcale, że mieszkańcy regionów z kiepską statystyką odpadów odzyskiwanych, tj. Wesminster, Lewisham, Birmingham czy Portsmouth gorzej segregują niż ci w Yorkshire. Po prostu z problemem nie potrafią sobie poradzić ich samorządy. Wolą palić i eksportować, niż budować kosztowne centra przetwarzania odpadów. Zwłaszcza, że prywatny biznes nie bardzo pali się do inwestycji.

Na przetwarzaniu odpadów można zarobić, ale jest to biznes ryzykowny, który wymaga sporych nakładów kapitałowych. A przez lata Brytyjczycy przyzwyczaili się do sprzedaży swoich śmieci. Co było bardziej zyskowne, prostsze i szybsze niż ich przetwarzanie. Teraz ta furtka łatwego zarobku została zamknięta. Ale samorządy, które borykają się z cięciami i oszczędzają na czym się da, nie są w stanie same sfinansować budowy odpowiedniej infrastruktury. To muszą być projekty i inwestycje rządowe.

Podatek na kubek

Michael Gove – minister środowiska w gabinecie Theresy May przedstawił czteropunktowy plan zażegnania plastikowego kryzysu. Zmniejszenie liczby plastikowych opakowań, zmniejszenie rodzajów plastików (co ma w teorii ułatwić ich przetwarzanie), bardziej efektywny recykling i działanie na rzecz podnoszenia świadomości Brytyjczyków. I choć pytany o wpływ na Wielka Brytanię decyzji chińskiego rządu, zakazującego importowania śmieci z krajów rozwiniętych, stwierdził, że „nie wie jakie będą skutki” i musi to „sobie dobrze przemyśleć” – to jednak próba standaryzacji plastikowych opakowań jest krokiem w dobrą stronę. W przeciwieństwie do wymuszania na lokalnych samorządach tych samych wytycznych, dotyczących segregowanych śmieci. Bo to prawda, że różne samorządy uznają lub nie różne rodzaje plastików, co mieszkańców może nieco dezorientować, ale jak zauważa Martin Tett z Local Government Association „standaryzacja lokalnego recyklingu nie będzie skuteczna, ponieważ nie ma jednego uniwersalnego rozwiązania tego problemu. Kluczowe jest zmniejszenie ilości odpadów, które produkujemy, a które nie nadają się do przetworzenia. Dlatego tak ważne jest, aby producenci i sprzedawcy z nami współpracowali”. Rząd musi wymusić na producentach stosowanie opakowań, które można łatwo poddać recyklingowi. Co nie tylko ułatwiłoby segregację odpadów przez ludzi i samorządy, ale także pozwoliło zaoszczędzić pieniądze i energię, jednocześnie chroniąc środowisko. Parlamentarzyści z komisji środowiska mają jeszcze inny pomysł. Wprowadzenie podatku od kubków do kawy. Bo choć wyglądają niewinnie, to jednak są trudne do przetworzenia. I często lądują na wysypiskach, gdyż ich recykling jest kosztowny i skomplikowany. A jeśli to nie pomoże, to warto rozważyć całkowity zakaz ich używania. Byłoby to szokiem dla wielu. Bo kawa na wynos w ostatnich latach stała się symbolem i przekleństwem współczesności. Jest wizualną emanacją kultury marnotrawstwa i życia w pośpiechu. Kawa, która jeszcze niedawno razem z gazetą była nieodłącznym elementem nieśpiesznego porannego rytuału albo popołudniowej konsumpcji ciastka w kawiarni stała się w XXI wieku natychmiastowym stymulantem. Być może konsumenci przywykną. Tak jak przywykli do opłat za jednorazowe plastikowe torby na zakupy. Nawyki można i należy zmieniać, jednak odpowiedzialność nie leży tylko po stronie społeczeństwa. „Zużywaj mniej, używaj ponownie częściej, resztę przetwarzaj”, to pozytywne i słuszne hasło, jednak żeby poradzić sobie z problemem rosnącej góry śmieci, potrzebujemy rozwiązań systemowych. Świat przetwarza zaledwie 14 proc. opakowań plastikowych. Ponad 8 ton rocznie zaśmieca oceany. Zjednoczone Królestwo nie jest największym winowajcą, ale nie jest też forpocztą zielonych przemian. Niektórzy eksperci sądzą, że chiński zakaz stanowi szansę na zbudowanie w Wielkiej Brytanii odpowiedniej, nowoczesnej infrastruktury przetwarzania odpadów, z której rząd powinien niezwłocznie skorzystać.

*Ślad ekologiczny to próba oszacowania potrzeb ludzkości w porównaniu z produktywnością Ziemi. Przedstawia się go w globalnych hektarach w przeliczeniu na jednego mieszkańca. W Unii Europejskiej ślad ekologiczny wynosi 4,7 gha na osobę. Wszystkie państwa członkowskie wytwarzają w sumie 9 proc. zasobów Ziemi, a zużywają 16 proc. Ekolodzy przekonują, że zrównoważony rozwój można zapewnić tylko wtedy, gdy kraje będą spełniać jednocześnie dwa kryteria: ślad ekologiczny będzie mniejszy niż 1,8 gha na mieszkańca, a wskaźnik rozwoju społecznego (HDI) będzie wyższy od 0,8.


Radosław Zapałowski - Tygodnik Cooltura


Zerknij również tutaj:

BREXIT: Ujawniono rządowe plany negocjacji

Ryanair uruchamia Ryanair Rooms i wprowadza Kredyt Podróży

TRUMP: JESTEM ZRÓWNOWAŻONYM GENIUSZEM


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama