Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Joanna Harden: With My Own Eyes

W sobotę 13 stycznia w kąciku artystycznym kawiarni Ground Up w Bury miało miejsce otwarcie wystawy fotograficznej With My Own Eyes autorstwa Joanny Harden. Otwarcie było połączone z wieczorem chrytatywnym w czasie którego sprzedawano kalendarze ilustrowane zdjeciami z wystawy. Zebrane środki przekazane zostały Bury Blind Society. Gościem specjalnym była Mayor Bury Dorothy Gunther.

 

W zeszłą sobotę otwarta została Twoja wystawa fotogrficzna „With My Own Eyes”.  Jest ona zapisem podróży po środkowych i południowych Indiach. Skąd pomysł i inspiracja do zorganizowania wyprawy?

Od dziecka uwielbiałam podróżować. To uczucie ekscytacji, kiedy zostawiasz za sobą zwykłą, szarą codzienność i wyruszasz w nieznane. Marzyłam o podróży bez zegarka, budzika, telefonu, ale też bez przewodnika z informacją o miejscach, które każdy turysta musi zobaczyć. Richard Branson powiedział ,,Jeśli Twoje marzenia Cię nie przerażają, znaczy to, że są za małe’’. W 2010 roku porzuciłam pracę w salonie fotograficznym i pracę fotografa ślubnego. Spakowałam swoje rzeczy do plecaka i ruszyłam w drogę żeby spełnić swoje największe marzenie. A dlaczego Indie? Jedną z moich ulubionych książek jest ,,Shantaram” Gregorego Davida Robertsa. Indie są tam przedstawione jako kraj, w którym ,,bogactwo ma brzydką twarz a bieda ubrana jest w piękno”. Podczas podróży poznałam mnóstwo ludzi, którzy bardzo przypominali mi bohaterów tej książki. Pomogła mi też ona o ile to możliwe zrozumieć ich mentalność i sposób myślenia zupełnie odmienny od europejskiego. Pojechałam do Indii nie po to żeby zwiedzać zabytki, choć niektóre są oszałamiające jak Taj Mahal. Pojechałam aby poczuć emocje związane z ludźmi, zobaczyć jak żyją, co jest dla nich ważne i co sprawia że są szczęśliwi.

Jakie to uczucie zobaczyć swoje zdjęcia czyli efekt pracy artystycznej na wystawie? Co czułaś w chwili kiedy przestawały one być już tylko Twoje? 

Od wyprawy do Indii minęło praktycznie 7 lat. Zdjęcia nieposegregowane istniały sobie gdzieś tam na moim dysku w komputerze. O jakiejkolwiek wystawie nawet nie marzyłam. Z natury jestem osobą, która niespecjalnie pcha się do bycia w centrum uwagi. I tak to już jest, że czasem potrzebny jest nam impuls do przemiany, tym impulsem dla mnie był drugi człowiek, a właściwie dwie osoby. Paweł, który był ,,sprawcą całego zamieszania” i nieoceniony Piotr, który zorganizował wszystko od samego początku do końca i urzeczywistnił ten pomysł. Zdjęcia z wystawy zostały użyte do stworzenia kalendarza, który był sprzedawany a pieniądze prekazane na cele organizacji zajmującej się pomocą dla osób niewidomych, więc podwójna radość z tego, że mogłam pomóc w jakiś sposób innym, ale też zmierzyć się trochę ze swoimi lękami związanymi z publicznym wystąpieniem.  Na otwarciu wystawy oprócz naszych najbliższych przyjaciół, były osoby z organizacji ale również Mayor  Bury. Dla mnie to było więc osobiste zwycięstwo nad Goliatem i do tej pory nie mogę uwierzyć w to, że wszystko się udało i czuję ogromną dumę.

Czy dzielenie się ze światem swoją sztuką jest niezbędnym elementem  w procesie twórczym? Krytycy ale również tak zwani zwykli ludzie spierają się co jest sztuką a co nią nie jest. Co jest dobre a co kiepskie. Jak  Ty zdefiniujesz zdjęcie wybitne i słabe?

Określenie moich zdjęć mianem sztuki wydaje mi się bardzo dyskusyjnym. Jednak zakładając, że sztuka jest ludzkim działaniem, które pozwala wyrwać się z doczesności i dąży do platońskich ideałów: piękna, prawdy i dobra, może można te moje reportażowe zdjęcia w ten sposób skategoryzować. Według mnie sztuka jest dobra, kiedy nie da się w łatwy sposób ubrać jej w słowa. Wtedy, kiedy pojawia się emocja, która przenika tak silnie, że kasuje całą erudycję i krytyczny odbiór. Myślę, że do tego mi jeszcze daleko, ale to znaczy, że jest cel i króliczek za którym warto gonić. Skoro celem sztuki jest wzbudzanie emocji i skojarzeń u drugiego człowieka to chyba tylko dzielenie się z innymi ma największy sens i cieszy artystę. Choć rozumiem też proces tworzenia coś dla siebie, z potrzeby znalezienia ujścia dla emocji, coś jakby w ramach własnej terapii.

Co jest największym wyzwaniem dla forotgrafa który robi zdjęcia po za swoim własnym „środowiskiem naturalnym” którym jest miasto, kraj z którego się pochodzi?

Myślę, że największym wyzwaniem jest przełamanie naszej nieśmiałości i przekroczenie dystansu dzielącego nas z drugim człowiekiem. Przynajmniej dla mnie to było największym wyzwaniem. Mało interesują mnie zdjęcia krajobrazowe, a także wyreżyserowane scenerie i ustawiane portrety. Musiałam pokonać swoją nieśmiałość, aby stanąć naprzeciwko drugiej osoby i zbliżyć się na tyle aby uzyskać zgodę na zrobienie zdjęcia. Często jest to tylko zgoda wyrażona krótkim skinieniem głowy, ale też w sytuacji kiedy dłużej przebywasz w jakimś gronie da się odczuć, że to właśnie ten moment kiedy nikt nawet nie zwróci uwagi na to, że robię zdjęcia. Oczywiście również istotne znaczenie ma aparat. Wszystkie zdjęcia robiłam niewielkich rozmiarów aparatem i jestem przekonana, że lustrzanka z mega obiektywem tylko odstraszyłaby i zdystansowała ludzi.


PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:

Jak reklamować swoją firmę w Londynie

Policja zatrzymała pijanego pilota

Nowy sposób na kierowców londyńskiej policji


 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Kostek 23.01.2018 22:24
Bylem na wystawie, piekne poruszajace zdjecia!!! Goraco polecam .

Bogusia 23.01.2018 16:00
Joasiu, serdecznie gratuluję! Odwagi w realizacji dalszych marzeń!

Jola 23.01.2018 12:47
Jestem taka dumna z mojej siostry ❤

Reklama