7 sierpnia 1978 roku dr Harold Shipman odwiedził jedną ze swoich pacjentek. Była nią 86-letnia Sarah Marsland, która cierpiała z powodu śmierci córki. W lekarzu szukała oparcia i pocieszenia, które udawało jej się uzyskać u chętnie odwiedzającego pacjentów „Freda”. Gdy nieco później do domu weszła druga z córek kobiety zobaczyła, że młody doktor nachyla się nad leżącą 78-latka. Sarah Marsland nie żyła. Shipman powiedział, że zasłabła i próbował ją reanimować. Niestety bezskutecznie. Kobieta stała się jedną z pierwszych ofiar mężczyzny, który w ciągu kolejnych 20 lat zasłużył na miano „Doktora Śmierć”.
Doktor śmierć
Shipman w 1978 roku miał 32 lata i niewielką praktykę zawodową. Hyde było jego trzecim miejscem pracy. Wcześniej obdywał staż w Pontefract i przez kilka lat pracował w Todmorden. W tym pierwszym miejscu nie wzbudzał podjerzeń. Wprawdzie śmiertelność pacjentów podczas jego nocnych dyżurów była wyjątkowo wysoka, ale dotyczyło to osób starszych i chorych. Śmierć była czymś naturalnym.
W Todmorden zwrócił na siebie uwagę. Jednak nie sześcioma podejrzanymi zgonami, które zauważono w czasie dochodzenia prowadzonego po jego zatrzymaniu. Chodziło o nadużywanie leków. Konkretnie demerolu, który Shipman w ogromnych ilościach zamawiał we wszystkich lokalnych aptekach. Inspektorat ds. leków zaczął kontrolować młodego lekarza. Ten widząc co się dzieje i nie chcąc dopuścić do zbyt dokładnego śledztwa, szybko przyznał się do uzależnienia od petydyny i zgodził się na leczenie psychiatryczne oraz odwyk. Po jego zakończeniu stanął przed komisją dyscyplinarną związku lekarzy, która ukarała go... 600 funtami grzywny. Wtedy nikt nie pomyślał, że cieszący się dobrą opinią doktor, nie tylko sam bierze demerol, ale też wykorzystuje go do odbierania życia pacjentom.
W Hyde – które było jego kolejnym, a zarazem ostatnim miejscem pracy – nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Szybko zdobył szacunek. Stał się ważną postacią w lokalnej społeczności. Zasiadał w radzie szkoły. Mieszkańcy walczyli, by móc leczyć się u najlepszego doktora w mieście. To dawało mu dużą swobodę, z której Shipman chętnie korzystał. I był ostrożny. Zwłaszcza w ciągu pierwszych lat swojej pracy. Zamienił też demerol na morfinę. Do aktów zgonu wpisywał „przyczyny naturalne”.
W roku, w którym zabił Sarah Marsland w podobny sposób pozbawił życia jeszcze co najmniej troje pacjentów. Po śmierci każdego z nich zabierał niewykorzystaną morfinę, którą wcześniej sam im przepisywał. Schemat działania powtarzał się. „Troskliwy” młody doktor odwiedzał swoich starszych, niekiedy całkiem zdrowych pacjentów, w domach. Wypytywał, jak się mają. Udzielał rad. Zdobywał zaufanie. Ich oraz rodzin. Podczas, którejś z wizyt pod pretekstem podania leku, podawał im morfinę.
Początkowo zdarzały mu się pomyłki. W 1979 roku w dwóch wypadkach użył za małych dawek. Pacjenci nie zmarli od razu, ale przez wiele godzin pozostawali w śpiączce. Syn jednej z ofiar złożył na lekarza skargę. Oczywiście nie chodziło o zabójstwo, ale o niezapewnienie właściwej opieki. Shipman wystraszył się i na dwa lata zarzucił swój morderczy proceder. Później opracował nową metodę działania. Do samotnych starszych ludzi z Hyde, dołączyli też pensjonariusze miejscowych domów opieki. Przyjeżdżał do domu opieki z wizytą lub odpowiadając na wezwanie. W czasie badania informował personel, że pacjent jest w stanie krytycznym i prosił o zawiadomienie rodziny. Gdy opiekun wychodził, by to zrobić – lekarz podawał morfinę. Później informował, że w międzyczasie pensjonariusz zmarł.
Przez kolejne 17 lat powielał ten schemat. W zasadzie nie wzbudzał podejrzeń. Jedynie lekarz patolog z miejscowej kostnicy zwróciła uwagę na wyjątkowo wysoką śmiertleność pacjentów Shipmana, który w międzyczasie otworzył własną klinikę. Zawiadomiła policję, która jednak zignorowała zgłoszenie. W końcu dr Harold był szanowaną postacią – nie mógł dopuścić się morderstwa. Gdyby nie popełnił błędu i nie połasił się na pieniądze jednej z ofiar, prawdopodobnie bezkarnie zabijałby do dziś.
Zgubiła go właśnie chciwość. Postanowił przywłaszczyć sobie majątek jednej z pacjentek. Chodziło o byłą burmistrz Hyde 82-letnią Kathleen Grundy, która pozostawiła po sobie prawie 400 tys. funtów, a całą kwotę – w dniu śmierci – zapisała swojemu lekarzowi, którego „chciała wynagrodzić za opiekę”. Nagła zmiana testamentu, jego niechlujna forma, a zapewne także zawód związany z utratą tak dużej sumy, spowodował, że wnuczka kobiety rozpoczęła batalię o wyjaśnienie sprawy. Pechem Shipmana było to, że Angela Woodruff była wziętą prawniczką i doskonale wiedziała, jak zmusić policję do działania.
Gdy śledczy zaczęli „węszyć” na jaw zaczęło wychodzić coraz więcej śladów prowadzących do Harolda Shipmana. Między innymi wrócono do wcześniejszego zgłoszenia lokalnej patolog. Wkrótce postanowiono ekshumować 16 zmarłych pacjentów lekarza. Sekcje wykazały, że 15 z nich – w tym pani Grundy – padło ofiarą zabójcy. Przyczyny śmierci nie były naturalne. W każdym z tych przypadków powodem było przedawkowanie morfiny.
Shipman stanął przed sądem oskarżony o 15 morderstw i sfałszowanie testamentu. Wyrok: 15-krotne dożywocie oraz cztery lata za fałszerstwo. Przeprowadzone później dochodzenie wykazało, że ofiar było znacznie więcej. Mężczyzna zabił co najmniej 215 osób. Przede wszystkim starszych, bezbronnych ludzi, którzy ufali mu i oczekiwali opieki.
13 Stycznia 2004 roku dr Harold Shipman powiesił się w więziennej celi.
Napisz komentarz
Komentarze