W piętnastostronicowym raporcie przebadano wzrost poparcia dla populistycznych partii w Europie na przestrzeni ostatnich 17 lat. Jak zaznaczono, w 2000 roku w wyborach w krajach Europy o mandaty ubiegały się 33 takie ugrupowania, które średnio uzyskiwały 8,5 proc. poparcia. W 2017 roku jest ich już ponad 60, a swój głos oddaje na nie średnio 24 proc. wyborców.
"W 2016 roku populizm przebił się do opinii publicznej, ale nasze dane pokazują jasno, że ten wzrost poparcia rozpoczął się na długo wcześniej, nawet przed 2008 rokiem. To ogromna, długoterminowa zmiana w europejskiej polityce, którą napędzają poczucie gospodarczej niepewności, sprzeciw wobec imigracji i wieloetnicznych społeczeństw, a także łatwość, z jaką ekstremalne głosy mogą być słyszalne w mediach społecznościowych" - powiedział dyrektor wykonawczy Instytutu, Yascha Mounk.
Jak zaznaczył, "fala populizmu nie osiągnęła jeszcze maksymalnego poziomu, a o ile politycy nie będą w stanie zidentyfikować i przeciwdziałać tym strukturalnym siłom, które ją napędzają, to populiści będą w kolejnych latach tylko rośli w siłę".
Zdaniem autorów raportu partie populistyczne najlepiej radzą sobie w Europie Wschodniej, gdzie "regularnie pokonują polityczny mainstream" i stoją na czele rządów w siedmiu krajach regionu: Bośni i Hercegowinie, Bułgarii, Czechach, Polsce, Serbii, Słowacji i na Węgrzech.
Analitycy podkreślili, że najsilniejsze są prawicowe partie populistyczne, za które uznali m.in. rządzące w Polsce Prawo i Sprawiedliwość oraz węgierski Fidesz, które "podkreślają idee narodowe oparte na prawie ziemi, krwi i kulturze, przyjmując twardą linię wobec imigracji oraz (...) rozmontowując kluczowe instytucje demokratyczne, takie jak wolne media i niezależne sądownictwo".
Na uwagę PAP, że zarówno PiS i Fidesz cieszą się wysokim poparciem społecznym, Mounk przyznał, że "w pierwszych latach rządów populiści często z powodzeniem zachowują popularność".
"Jest wiele powodów ku temu. Jednym z nich są gospodarcze prezenty dla ludności, które podnoszą standardy życia, choć w dłuższej perspektywie czasowej mogą przynieść większe problemy gospodarcze. Inną przyczyną jest skuteczne przedstawianie narodu w sytuacji zagrożenia ze strony mniejszości lub sił poza granicami kraju, co skutkuje tym, że wielu wyborców skupia się wokół flagi" - powiedział.
Ekspert, który jest także wykładowcą na Harvardzie, ostrzegł jednak, że konflikt Polski i Węgier z UE będzie jednym z "dużych wyzwań" dla Wspólnoty w 2018 roku. Jak ocenił, brak szybkiej reakcji instytucji unijnych po objęciu przez Viktora Orbana rządów na Węgrzech i po kontrowersyjnych reformach sądownictwa sprawił, że "znacznie trudniej jest teraz pilnować demokratycznych standardów, kiedy różne populistyczne rządy mogą sobie wzajemnie udzielać wsparcia" w obliczu ryzyka politycznego potępienia lub sankcji.
Mounk zauważył jednocześnie, że wschodnioeuropejski populizm różni się znacząco od tego w Europie Zachodniej, którego symbolem może być np. lewicowy ruch Podemos w Hiszpanii. Wschodnioeuropejski populizm skupia się przede wszystkim na kwestiach związanych z narodem i postrzeganym zagrożeniem zewnętrznym, np. ze strony migrantów, a w mniejszym stopniu zajmuje się krytyką systemu gospodarczego, jak np. Podemos.
Instytut na Rzecz Globalnej Zmiany został założony w grudniu 2016 roku przez byłego brytyjskiego premiera z ramienia Partii Pracy Tony'ego Blaira i skupia ponad 200 ekspertów, którzy przygotowują analizy dotyczące m.in. "odnowienia polityki środka", populizmu, zwalczania ekstremizmu, roli technologii w społeczeństwach, kwestii socjalnych i mieszkaniowych oraz polityki zagranicznej Wielkiej Brytanii.
Jakub Krupa (PAP)
CZYTAJ TEŻ:
Food Fight Morliny Dinner Party: Ryba z boczkiem u Oli
Napisz komentarz
Komentarze