Anglia to kraj, w którym kapelusze mają długą tradycję.
I cały czas panuje na nie moda, osiągająca swoje apogeum podczas wyścigów konnych Royal Ascot, gdzie praktycznie każda kobieta ma coś na głowie. Ale kapelusze są popularne również w innych krajach, szczególnie tych, gdzie duże znaczenie odgrywają rody królewskie – Dania, Szwecja, Belgia, Holandia, Hiszpania. Prawdziwy boom w ostatnich latach widoczny jest też w Australii, Kanadzie i Japonii.
Wachlarz form i wykonań jest bardzo szeroki.
To cała paleta najróżniejszych pomysłów – od tradycyjnych, po nowoczesne. Ja skupiam się na tych drugich, lubię improwizować, eksponując ruch, falowanie, nietypowe kształty. Jednym z bardziej ekstrawaganckich moich projektów był kapelusz w formie klawiatury pianina, z winogronami z korków od szampana. Z kolei zwieńczenie innego, wojskowego, będącego mieszanką różnych epok, stanowiły nożyczki.
To młodzieńcza pasja?
Bynajmniej. Owszem, zawsze lubiłam uszyć coś dla siebie, ładnie się ubrać, ale kapeluszniczką zostałam przez przypadek. W 2006 roku, po wieloletnim pobycie we Włoszech, przeprowadziłam się do Londynu i miałam problem, bo nie znałam zbyt dobrze angielskiego. Początkowo pracowałam we włoskich firmach, a w międzyczasie szukałam dobrego kursu językowego. Znalazłam ogłoszenie w prestiżowym Kensington Chelsea College, ale okazało się, że wszystkie miejsca są już zajęte i zaproponowano mi kurs robienia kapeluszy – sugerując, że na nim również szybko nauczę się języka. I rzeczywiście, tak się stało. Miałam sporo szczęścia, bo moją pierwszą nauczycielką była Jane Smith, od ponad trzech dekad wykonująca kapelusze teatralne i filmowe, w tym dla Hollywood. Po dwóch latach intensywnych zajęć sama mogłam przystąpić do dzieła.
Jest duża konkurencja w tej branży?
Jak wszędzie. Na początku trzeba wejść na rynek, pokazać się, ale nigdy nie narzekałam na brak zleceń. Bywam na różnych imprezach, zawsze mam na głowie kapelusz i to przyciąga – ludzie podchodzą, pytają, zamawiają. Uczestniczę też w targach i wystawach – w Anglii, Francji, Niemczech, Włoszech.
W tych ostatnich wcześniej pani mieszkała.
Pochodzę z Bielska-Białej. Niedługo po upadku komunizmu pojechałam do Włoch, na wakacje, ale los chciał, że zakotwiczyłam tam na wiele lat. Pracowałam jako opiekunka do dzieci, jednak szybko nauczyłam się języka i znalazłam zatrudnienie w butiku, a potem w biurze. Większość czasu mieszkałam w Rzymie, później również na południu, w różnych miejscowościach w regionie Bazylikata. Lubię spontaniczność i otwartość Włochów, tamtejszą atmosferę, klimat. Niestety, kryzys ekonomiczny sprawił, że warunki życia gwałtownie się pogorszyły. Ciężko było o pracę, dlatego w 2006 roku postanowiłam przenieść się do Londynu.
Bo był wówczas mekką Polaków?
Chciałam tu przyjechać już wcześniej, ale nie dostałam wizy. Anglia zawsze dobrze mi się kojarzyła, jako dziecko oglądałam angielskie filmy o policjantach, które pozytywnie nastawiły mnie do tego kraju.
Wyobrażenia pokryły się z rzeczywistością?
W większości, poza pogodą, do której ciągle nie mogę się przyzwyczaić. Podoba mi się za to tutejsza uprzejmość, specyficzny humor, ciekawa architektura i fakt, że każdy ma możliwość podnoszenia swoich kwalifikacji. A do tego te niesamowite miejsca, charakterystyczne dla Londynu.
Na przykład jakie?
Roca Gallery, w dzielnicy Chelsea, którą odkryłam podczas kursu kapeluszniczego, kiedy nauczyciel powiedział nam, żeby znaleźć sobie jakąś inspirację. Galeria znajdowała się w pobliżu naszej uczelni i wchodząc tam po raz pierwszy poczułam się jakbym pływała w wodzie. W Roca zgromadzono pięknie zaprojektowane urządzenia sanitarne do łazienek, których cechą charakterystyczną są opływowe kształty, a ich autorka, Zacha Hadid, jest jedyną kobietą-architektem nagrodzoną Royal Gold Medal.
Inne miejsce, które urzekło mnie swoim klimatem, to Somerset House – historyczny, zabytkowy dworek, w którym mieszkała przyszła królowa Elżbieta I. Obecnie odbywają są tam pokazy mody i wystawy.
Mówiąc o londyńskich perełkach trudno nie wspomnieć też o Ognisku Polskim. Organizowane w nim spotkania z ciekawymi ludźmi, z naszego i brytyjskiego środowiska, wrosły już w lokalny krajobraz. A do tego niesamowita historia i atmosfera tego klubu. Miałam w nim międzynarodową wystawę, podczas której jeden z moich kapeluszy wpadł w oko słynnej aktorce Ruli Lenskiej i do dziś chętnie go nosi. Bywając w Ognisku utrzymuję kontakt z Polonią, czego we Włoszech bardzo mi brakowało.
Po ćwierć wieku pobytu na obczyźnie jest jeszcze pokusa powrotu do kraju na stałe?
Jestem dumna ze swoich korzeni, zawsze je podkreślam, ale myślę, że nie byłoby to takie łatwe. Jeżdżąc co jakiś czas do Polski zauważyłam, że stosunek rodaków w kraju do emigrantów jest dość nieufny. Oczywiście, nie można uogólniać, ale często mam wrażenie, że wydaje im się, iż na Zachodzie żyje się jak w raju. A, jak dobrze wiemy, tak nie jest…
Rozmawiał Piotr Gulbicki - Tygodnik Cooltura
ZOBACZ TEŻ:
Wynajmujesz mieszkanie? W 2018 wchodzi nowy ważny przepis
Napisz komentarz
Komentarze