Materiały przekazano specjalnemu prokuratorowi Robertowi Muellerowi i jego zespołowi dochodzeniowemu, który zajmuje się śledztwem zmierzającym do wyjaśnienia wszystkich wątków związanych z ingerencją Rosji w wybory prezydenckie w USA w 2016 roku oraz zarzutami, że otoczenie prezydenta Donalda Trumpa podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej miało powiązania z przedstawicielami Moskwy.
Przekazane zostały nowe informacje, różniące się od tych, które dostarczono Kongresowi w zeszłym tygodniu - podał dziennik "Wall Street Journal", powołując się na źródła znające sprawę. W danych znajdują się także kryteria, które były używane do wyselekcjonowania grupy potencjalnych odbiorców reklam.
Regulacje wewnętrzne portalu Facebook wskazują, że firma udostępnia "zawartości dowolnych założonych kont", włącznie z wiadomościami i lokalizacją, tylko po otrzymaniu nakazu sądowego. Wydanie na wniosek Muellera nakazu sądowego oznaczałoby, że jego zespół dochodzeniowy dysponuje bardzo potężnym narzędziem do prowadzenia śledztwa w sprawie szczegółów w jaki sposób media społecznosciowe wykorzystano w rosyjskiej kampanii ingerowania w wybory prezydenckie w USA.
Facebook nie przykazał tych samych informacji Kongresowi z obawy o zakłócenie pracy zespołu Muellera oraz o potencjalne złamanie ustawy o ochronie prywatności w komunikacji elektronicznej (Electronic Communications Privacy Act) - powiedziały osoby zaznajomione ze sprawą.
Rzecznik prasowy portalu oświadczył, że firma kontynuuje swoje śledztwo oraz współpracuje z organami rządowymi. Rzecznik prasowy Muellera odmówił komentarza na temat prowadzonego śledztwa.
W zeszłym tygodniu Facebook podał, że zidentyfikowano około 500 "nieautentycznych" kont, które były powiązane z Rosją. Konta te w ciągu dwóch lat poprzedzających wybory prezydenckie w USA miały wykupić reklamy za 100 tys. dolarów. Zidentyfikowano także, że 50 tys. dolarów zostało wydanych na reklamy z kont powiązanych z rosyjskimi kontami. Całość tych funduszy miała wystarczyć na ponad 5 tys. reklam na portalu społecznościowym.
Upublicznienie tej wiadomości to pierwsze przyznanie się Facebooka, że Rosjanie używali tego portalu by dotrzeć do amerykańskich wyborców podczas zeszłorocznej kampanii prezydenckiej. Dwa miesiące wcześniej portal poinformował, że nie posiada dowodów na zakup reklam przez Rosjan.
W ostatnich tygodniach rola mediów społecznościowych w rozpowszechnianiu fałszywych informacji lub podżeganiu opinii publicznej jest w centrum zainteresowania komisji Izby Reprezentantów i Senatu USA ds. wywiadu, które prowadzą oddzielne śledztwa w sprawie rosyjskiej ingerencji w wybory prezydenckie oraz powiązań z Kremlem osób zaangażowanych w kampanię prezydencką Trumpa. Rosja zaprzecza jakoby miała w jakikolwiek sposób ingerować w proces wyborczy.
Śledczy z komisji kongresowych są sfrustrowani niewielką ilością szczegółów na temat zakupu reklam przez Rosjan przekazanych im przez Facebooka - poinformowały "WSJ" osoby mające informacje na temat spotkań komisji z przedstawicielami portalu. Na briefingu w zeszłym tygodniu pracownicy Facebooka pokazali członkom komisji kongresowych przykłady zakupionych przez Rosjan reklam, a po jego zakończeniu zabrali wszystkie przyniesione materiały, zostawiając słuchających jedynie ze swoimi notatkami z prezentacji.
Przewodniczący senackiej komisji ds. wywiadu senator Richard Burr z Partii Republikańskiej wraz z demokratycznym senatorem Markiem Warnerem planują wezwać przedstawicieli Facebooka ponownie na Kapitol, aby publicznie wyjaśnili jak Rosjanie wykorzystywali portal i poprzez wykupione i darmowe posty próbowali wpłynąć na wyborców oraz wewnętrzną politykę USA.
Czytaj także:
>> Amazon podnosi pensje i nie wyklucza kolejnych inwestycji w Polsce
>> Google odwołał się od grzywny KE
Napisz komentarz
Komentarze