Prokurator Bialik poinformowała, że zarzuty przekroczenia uprawnień oraz znęcania się fizycznego i psychicznego nad zatrzymanym 15 maja br. we Wrocławiu Igorem Stachowiakiem Prokuratura Okręgowa w Poznaniu przedstawiła we wtorek czterem ówczesnym funkcjonariuszom Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu. Grozi im do 5 lat pozbawienia wolności.
Według biegłych powołanych przez prokuraturę, zachowanie policjantów wobec zatrzymanego "nie ma związku przyczynowego z jego zgonem" - dodała Bialik.
"Zebrany materiał dowodowy pozwolił na ustalenie, że funkcjonariusze zastosowali do obezwładnienia Igora Stachowiaka środki nieadekwatne do zagrożenia, jakie stwarzał zatrzymany" - podała prok. Bialik. Dodała, że ich użycia nie uzasadniał w dostatecznym stopniu fakt, że Stachowiak był agresywny wobec policjantów już od momentu przewożenia go do komisariatu - kopał ich, jednemu zwichnął bark, zniszczył także elementy wyposażenia w komisariacie.
"Naruszeniem zasad użycia środków przymusu bezpośredniego było zastosowanie wobec Igora Stachowiaka tzw. tasera, a więc paralizatora elektrycznego w sytuacji, gdy zatrzymany miał ręce skrępowane z przodu kajdankami, co potęgowało ból" - poinformowała prok. Bialik. Według niej, funkcjonariusze szarpali go, popychali i przewrócili na podłogę; zwracali się do niego w sposób wulgarny i obelżywy, strasząc ponownym użyciem paralizatora.
Według prokuratury, "takie postępowanie funkcjonariuszy naruszało godność, nietykalność cielesną i prawo Igora Stachowiaka do ludzkiego traktowania". Dlatego prokuratura przedstawiła policjantom zarzuty przekroczenia uprawnień oraz fizycznego i psychicznego znęcania się nad osobą prawnie pozbawioną wolności.
Prok. Bialik podkreśliła, że materiał dowodowy potwierdził zasadność zatrzymania Igora Stachowiaka, który w okolicach wrocławskiego rynku zaczepiał przechodniów. Po jego wylegitymowaniu okazało się, że jest poszukiwany w związku z podejrzeniem dokonania oszustwa. Policjanci znaleźli przy nim niebezpieczne narzędzie w postaci pałki teleskopowej oraz telefon należący do innej osoby. W odzieży zatrzymanego ujawniono dopalacze - podała prokurator.
"Podstawą postawienia zarzutów wobec funkcjonariuszy nie jest więc sam fakt podjęcia interwencji wobec Igora Stachowiaka, lecz jej przebieg, a w szczególności naruszenie zasad użycia środków przymusu bezpośredniego podczas przeszukania zatrzymanego w Komisariacie Policji Wrocław-Stare Miasto" - zaznaczyła Bialik.
Podała, że podejrzani nie przyznali się do zarzutów. Jeden z nich złożył obszerne wyjaśnienia, pozostali skorzystali z prawa do odmowy złożenia wyjaśnień i odpowiedzi na pytania. Wobec podejrzanych zastosowano dozór policji połączony z obowiązkiem informowania o wyjazdach z miejsca zamieszkania oraz zakaz kontaktu z innymi podejrzanymi w tej sprawie.
Według prok. Bialik, jednym z kluczowych dowodów, który przesądził o charakterze zarzutów była uzupełniona – zgodnie z wnioskami rodziców Igora Stachowiaka – opinia biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej w Łodzi z 7 sierpnia br.
"W ocenie biegłych ani zastosowanie wobec Igora Stachowiaka chwytów obezwładniających, ani rażenie go taserem, nie mogło bezpośrednio doprowadzić do jego śmierci. Zachowanie policjantów wobec zatrzymanego nie ma więc związku przyczynowego z jego zgonem" - podała prokurator.
Biegli stwierdzili, że Igor Stachowiak zmarł z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej po zażyciu środków psychoaktywnych. W organizmie zmarłego wykryli obecność amfetaminy, a więc narkotyku, który powoduje euforię, podnosi ciśnienie krwi i zwiększa odporność na ból, a także tramadolu. Ta druga substancja to lek przeciwbólowy, opioidowy – działający, jak morfina czy heroina. Może powodować drgawki i wzrost ciśnienia - podała prok. Bialik.
Według niej, biegli określili stan Igora Stachowiaka jako "excited delirium". "To zaburzenie świadomości, połączone z dezorientacją i brakiem odróżnienia rzeczywistości od halucynacji, któremu towarzyszy nienaturalne podniecenie i rozgorączkowanie. Wywołuje w organizmie reakcje typowe dla stresu" - wyjaśniła prokurator.
W śledztwie przesłuchano ponad 60 świadków; uzyskano cztery opinii biegłych z zakresu m.in. medycyny sądowej, dwie z zakresu fonoskopii, z zakresu daktyloskopii, z zakresu badań śladów substancji drażniących, opinie informatyczne dotyczące monitoringu i telefonów - część przeprowadzono na wniosek rodziców zmarłego. Przeprowadzono ponadto dwa eksperymenty śledcze. Zgromadzono 24 tomów akt śledztwa i 8 tomów akt podręcznych.
O zarzutach przekroczenia uprawnień poinformował, po zakończeniu przesłuchań b. funkcjonariuszy w prokuraturze w Poznaniu, pełnomocnik jednego z nich Zbigniew Piątkowski. Jak mówił, jego klient Łukasz Rz. - który składał wyjaśnienia przez sześć godzin - "czuje olbrzymi żal, że doszło do zgonu tego człowieka". "Czy jest odpowiedzialny, to nie jemu sądzić. Dopiero może na ten temat wypowiedzieć się sąd po zakończeniu postępowania" - dodał. "Jest to na pewno olbrzymia tragedia. On to przeżywa jak każdy z nas, bo zmarł człowiek, natomiast co do jego linii obrony nie będę się wypowiadał" - zaznaczył mecenas.
Ojciec Igora, Maciej powiedział, że uczestniczył w przesłuchaniu jednego z funkcjonariuszy. W jego ocenie, Łukasz Rz. składał obszerne wyjaśnienia, ale nie wyraził żadnej skruchy w związku ze śmiercią Igora. "Nie było słowa przepraszam" - podkreślił. Dodał, że policjant "uważa się za człowieka niewinnego". "Jego zdaniem to mój syn był osobą agresywną na rynku i zaczepiał ludzi. Oczywiście się z tym nie zgadzamy" - powiedział. "Na pewno tej sprawy nie zostawimy, chodzi o wyjaśnienie i doprowadzenie do prawdy" - zapowiedział.
Igor Stachowiak w maju ub.r. został zatrzymany na wrocławskim rynku. Według funkcjonariuszy, był agresywny i dlatego musieli użyć paralizatora. Po przewiezieniu na komisariat stracił przytomność i pomimo reanimacji zmarł. Według pierwszej opinii lekarza, przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa.
Sprawa wróciła po wyemitowaniu w maju br. reportażu w TVN24, gdzie m.in. pokazano zapis z kamery paralizatora. Później "Fakty" TVN podały, że policja miała dostęp do nagrań ws. śmierci Stachowiaka, choć deklaruje coś innego.
W związku z wydarzeniami sprzed roku, szef MSWiA odwołał komendanta dolnośląskiej policji, jego zastępcę ds. prewencji oraz komendanta miejskiego we Wrocławiu. Wszyscy funkcjonariusze: zatrzymujący Stachowiaka i używający wobec niego tasera, są już poza policją.
Czytaj też:
Komisja Europejska może pomóc poszkodowanym w nawałnicach
Napisz komentarz
Komentarze