Biorąc pod uwagę ilość serii, która powstała i odcinków w każdej z nich, niewiele jej chyba do tego brakuje. Jednak twórcy „Star Treka” silą się na coś więcej. Nie przebrnąłem przez wszystkie odcinki sagi, ale kończę oglądać pierwszy sezon, pierwszej serii.
Serial powstawał pod koniec lat sześćdziesiątych, a aktualnie platforma Netflix udostępniła na swojej platformie wszystkie odcinki oraz filmy fabularne z kosmicznej serii.
Zamysł serialu jest prosty. Załoga Star Treka pod przykrywką zwiedzania obcych planet, zwykle zamieszkanych przez ludzi (choć czasem pochodzących z zupełnie innych gwiezdnych układów), stawia przed nami różnego rodzaju filozoficzne i egzystencjalne pytania. Ba, serial stara się nawet na nie odpowiedzieć. Co jak dla mnie jest dosyć imponujące i budzi szacunek. Może gdyby zdjąć z serialu kosmiczny kostium, otrzymalibyśmy opowieść o dylematach współczesnego świata? Może sprzed pięćdziesięciu lat, ale… czyż nie są one nadal dosyć aktualne?
Na poziomie opowieści o emocjach i tego, co my tu robimy na tym naszym globie, kończąc pierwszy sezon, zaczęła mi się klarować myśl. Serial pokazuje, że nie ma świata idealnego… Ba! W sposób dosadny mówi, że nasze szczęście i dobrostan są dla nas niebezpieczne. Idealna rzeczywistość stałaby się dla nas pułapką. Pokazuje, że nasze wady – ambicja, agresja, barbarzyństwo, skłonności do wojny – są tym, co stanowi o tym, że jesteśmy ludźmi. Bez tego wszystkiego bylibyśmy tylko wydmuszkami albo sterowanymi przez coś marionetkami. Ucieczka w świat wirtualny powoduje, że przestajemy dbać o świat realny – a stąd już krótka droga do unicestwienia. Ucieczka w świat wojen prowadzonych jedynie na ekranie komputera, pozbawionych grozy, brudu, krwi i bólu, powoduje, że wcale nie będziemy ich chcieli zaprzestać.
Co zatem proponuje nam „Star Trek” w zamian? Realny, niedoskonały świat. Jednymi z najważniejszych spraw są obowiązek i odpowiedzialność. Chociaż rzeczywistość nam doskwiera, powinniśmy toczyć nasze życie pomimo bólu i smutku. Nie uciekać od problemów, ale je rozwiązywać i czekać na następne. Bo chyba nigdy się one nie kończą. Ale może właśnie na tym polega istota naszego życia. Załoga Star Treka nigdy nie ucieka. Nie pozostawia niezałatwionych spraw. Stara się rozwiązać problemy, a podstawowym narzędziem do ich rozwiązywania jest ich zrozumienie.
Pomimo trzydziestu godzinach spędzonych z serialem z zamierzchłej przeszłości o dalekiej przyszłości, widz nadal pozostaje ciekawy, co dalej. Ciekawy tego, czy wraz ze zmianą czasów filozofia twórców kolejnych „startrekowych” serii także się zmieniała. O tym trzeba się samemu przekonać przed ekranem.
Napisz komentarz
Komentarze