Jej przewodnikami w wyprawie są rzeźnicy, psychoanalityczka, znany kucharz, mąż, córka, trójka wiekowych wegetarian i mężczyzna zajmujący się, chyba, sprzedażą mięsa.
Skąd wzięła się rozterka głównej bohaterki? Otóż jest córką wegetarian i kiedy sama została matką, musiała rozwikłać dylemat: dawać swojemu dziecku mięso czy nie? Marjin sama je mięso. Ba, okazuje się nawet, że jest od niego fizjologicznie uzależniona. Jednak ma duży opór przed karmieniem nim własnego dziecka.
Obmyśla więc na własny użytek teorię i plan. Chce przejść przez wszystkie etapy pracy w rzeźni, a ich kulminacją ma być własnoręczne zabicie krowy. Jeśli po zabiciu krowy pani Frank nadal będzie potrafiła jeść mięso, oznacza to, że jedzenie mięsa jest ok i teraz już może jeść je bez skrupułów moralnych i etycznych.
Przyznam się, że po jedenastu latach unikania mięsa, sam zacząłem je jeść i wtedy zawarłem ze sobą podobną umowę. Brzmiała ona następująco: dopóki jem mięso ze świadomością tego co jem, czyli w uproszczeniu kawałek martwego ciała, a dosadniej mówiąc obrobioną padlinę, która zeszła zapewne kilka dni czy tygodni temu (oczywiście nie sama), to mogę to robić. Jem bez hipokryzji. Świat jest zły, silny zjada słabszego, więc dlaczego ja mam tego nie robić. Poza tym jedzenie mięsa jest prostsze. Po co o tym myśleć? Idę do knajpy i wcinam schabowego. Nie potrzebuję się zastanawiać i pilnować tego, co jem. Nie sprawdzam co zawiera mój obiad, bo każda forma dorzuconej padlinki jest dopuszczalna.
Swoją drogą ciekawa jest definicja słowa padlina. Według internetowego słownika łowieckiego (źródło: SlownikLowiecki.pl – przyp. aut.) padlina to „ciało nieżywego zwierzęcia, które padło w sposób naturalny”, aż korci żeby zapytać jak w takim razie nazywa się ciało nieżywego zwierzęcia, które nie padło w sposób naturalny.
Schabowy? Mięso? Internetowy słownik języka polskiego podaje z kolei inną definicję słowa padlina: „rozkładające się ciało zdechłego zwierzęcia”. A oto definicja z tego samego słownika słowa mięso: „jadalne umięśnienie szkieletowe zwierząt”.
Podczas rozmów reżyserki z innymi bohaterami filmu dowiadujemy się, że jedzenie mięsa z przemysłowej hodowli jest złe i obrzydliwe, natomiast z hodowli ekologicznej i rasowych zwierząt jest dobre, bo sprzyja utrzymaniu ginących ras.
Poza tym wtedy zwierzęta są zabijane z szacunkiem i miłością ,i właściwie zagadnienie etyczne, dotyczące tego, czy mamy prawo dla własnej przyjemności zabijać inne żyjące i czujące stworzenia, przestaje istnieć.
Po projekcji filmu zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno reżyserka chce znaleźć odpowiedź na pytanie, czy jeść mięso czy go nie jeść? Czy karmić mięsem własne dziecko? Czy może od samego początku była zadecydowana na jedzenie mięsa, a cała jej droga, której ostatnim etapem jest zabicie krowy, była tylko podróżą mającą ukoić wyrzuty sumienia?
Bo czy o tym, czy mam prawo jeść mięso, powinno decydować to, czy potrafię samodzielnie zabić zwierzę? Dla mnie jest to kwestia wyboru etycznego, decyduję się na coś i sam sobie ustawiam granicę. Nie potrzebuję wcale sprawdzać, czy jestem w stanie ją przekroczyć.
Ba, jestem przekonany, że jeśli zajdzie taka potrzeba, jestem w stanie zabić. Tylko, czy to daje mi prawo do zabijania?
I teraz trochę prywaty: mięsa nie jem ponownie od kilku lat, w moim wewnętrznym odczuciu w dzisiejszym cywilizowanym świecie zwykle jesteśmy w stanie zaspokoić swoje potrzeby fizjologiczne, biologiczne bez zabijania. I właśnie to, że mogę zabić, ale tego nie robię, stanowi o moim człowieczeństwie.
Napisz komentarz
Komentarze