Powód jest prosty: chodzi o to, by jak najwięcej krajów włączyć do odpowiedzialności za kryzys. Podczas pierwszego szczytu G20 w listopadzie nie udało się wypracować żadnej strategii. Powodem była różnica zdań między Amerykanami i Europejczykami. Ówczesny prezydent Bush twardo bronił liberalnych zasad gospodarczych. Unia i pozostałe państwa odpowiadały, że to amerykański system gospodarczy stał się przyczyną krachu i należy go zmodyfikować. Jasne stało się więc, że do dyskusji będzie trzeba powrócić po przejęciu władzy przez Obamę.
Porozumienie wydaje się pewne w trzech kwestiach. Wszystkie sprowadzają się do tego, aby powstrzymać wypływ pieniądza z dotkniętego kryzysem rynku. Amerykanie nieco ustąpili i prawdopodobnie zgodzą się na międzynarodową kontrolę nad wielkimi bankami. Znacznie trudniej będzie też transferować pieniądze do rajów podatkowych - małych krajów, które nie pytały klientów swoich banków, skąd mają pieniądze.
Szczyt ma także przesądzić o końcu dotychczasowej pomocy dla bankrutujących państw. Wszelkie plany ratunkowe mają podlegać ścisłym rygorom określonym przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, co oznacza, że o ich przydziale solidarnie będą decydować wszystkie państwa członkowskie MFW (w tym Polska).
Napisz komentarz
Komentarze