Nie chcę wyjść na ignoranta, ale ciągłe słuchanie o tym, co jest szkodliwe, a co nie jest, odbiera mi apetyt. Jest tyle sprzecznych informacji o dietach i ich składnikach, że efektem Kowalskiego jest zwykłe machnięcie ręką na wszystkie te dobre rady. Co chwila jedni naukowcy coś odkrywają, inni temu zaprzeczają i zamęt informacyjny jest ogromny. Tymczasem kilka, powtarzam kilka, firm produkujących żywność produkuje paszę, a my to kupujemy, bo jest smaczne i często tanie. Prawda jest okrutna, bo jesteśmy uzależnieni od tych produktów, a właściwie od zawartych w nich cukrów, tłuszczów, dodatków smakowych. Może to banał, ale słuchajmy naszego ciała, ono nam powie, co lubi i kiedy. Jeżeli ktoś ma ochotę na pajdę chleba ze smalcem i dobrze się po tym czuje, to niech je. Tylko z umiarem.
Dzisiaj obalamy mit tłuszczu kokosowego. Od wieków stosowany w kuchni Tajów jest podobno bombą dla sercowców i otyłych. Tajska kuchnia jest jedną z moich ulubionych i mój organizm mi podpowiada, że mogę to jeść. Z punktu widzenia dietetyki olej kokosowy ma dużo kwasów nasyconych, ale także ma dużo wyższą temperaturę spalania i można na nim smażyć w wysokich temperaturach. Im wyższa temperatura dymienia, tym olej jest odporniejszy i stabilniejszy podczas podgrzewania, tym samym nadaje się do smażenia. Na przykład świeże masło pali się w temperaturze 170ºC, masło klarowane, tzw. ghee, czyli masło pozbawione laktozy i kazeiny w 250ºC. Idealnie nadaje się do smażenia na głębokim tłuszczu – czego przykładem są Indie. Smalec również należy do tłuszczów nasyconych, nadaje się do smażenia, gdyż ma wysoką temperaturę dymienia – ok. 220ºC.
Olej kokosowy i palmowy – należą do tłuszczów nasyconych, mają wysoką temperaturę dymienia – temperatura dymienia 230ºC. Nie trzeba obawiać się nasyconych kwasów tłuszczowych pochodzących z oleju kokosowego, gdyż nie podnoszą poziomu cholesterolu ani trójglicerydów we krwi, a dzięki takim związkom jak monolauryna – mają silne działanie przeciwzapalne.
Większość olejów kokosowych będących w sprzedaży ma postać stałą, przypominającą smalec. Są to oleje rafinowane, ale to nie stanowi o ich negatywach, pozbawia je jedynie smaku kokosa i lekko słodkawego smaku. Można kupić też nierafinowany olej kokosowy, jest jednak droższy i jego termin przydatności jest na kilka tygodni lub jeśli jest świeży nawet kilka dni.
Ogólnie rada jest taka, żeby smażyć na oleju kokosowym zamiast na innych. Tak jak producenci mleka zapomnieli nam powiedzieć, że mleko z kartonika to woda z wapniem, bez witamin, tak producenci olejów zapomnieli nas poinformować o czymś równie ważnym.
Są najczęściej ekstrahowane w wysokiej temperaturze, przy pomocy rozpuszczalników chemicznych. Celem tego olej o neutralnym smaku i neutralnej barwie.
Temperatury, w których oczyszcza się oleje, najczęściej przekraczają 240ºC, czyli przekraczają ten moment, w którym nienasycone kwasy tłuszczowe przekształcają się w toksyczne kwasy tłuszczowe trans. W przypadku wielu olejów roślinnych tworzenie kwasów tłuszczowych trans rozpoczyna się już w temperaturze 160ºC. Oleje w plastikowych, przezroczystych butelkach, stoją na półkach lub magazynach całkiem długo. Podczas kontaktu oleju z plastikiem powstają ksenoestrogeny, które mają zdolność interakcji z układem hormonalnym i mogą powodować niektóre typy nowotworów.
Yam takhrai kung sot
Yam oznacza mix. Wszystko, co stanowi sałatkę, rozpoczyna się w Tajlandii od słowa yam. Ta akurat to prosty mix krewetek, trawy cytrynowej, cebuli i czosnku z czerwoną papryką i lemonką.
SKŁADNIKI:
2 PORCJE
- 10 krewetek typu Tiger
- 1 gałązka trawy cytrynowej
- olej sezamowy
- kolendra
- liście sałaty „pak choi” lub nawet zwykłej kapusty pekińskiej
- połowa czerwonego chili,
- szczypta czerwonej papryki
- 50 g orzeszków nerkowca
- ząbek czosnku
- cukier palmowy
- pietruszka
- 1 szalotka
- 20 g imbiru lub galangalu
- szczypta szafranu
- 1 pomidor
- sos sojowy, sos rybny
- 4 łyżki oleju kokosowego
PRZYGOTOWANIE:
Szafran zamoczyć w łyżce wrzątku. Krewetki obrać z łupin. Wszystkie warzywa i zioła posiekać bardzo drobno. Pomidory, kapustę lub sałatę pokroić paski. Orzechy uprażyć na patelni i zmiksować jednym lub dwoma „whizzami” na mniejsze kawałki.
Trawa cytrynowa, krążki chili, czosnek, cukier palmowy, imbir, szalotka w jednym pojemniku. Reszta w osobnych.
Na rozgrzany olej kokosowy wrzucamy krewetki. Smażymy z jednej strony aż zaczną różowieć, dodajemy wtedy pojemnik z trawą cytrynową i resztą. Smażymy dalej ok 30 sekund i zaczynamy ruszać patelnią, aby wymieszać wszystkie składniki. Gdy wszystko jest gotowe dodajemy pomidory, sosy, szafran razem z wodą, orzeszki. Normalnie wszystko ląduje na talerzu z liścia bananowca, ale z jego braku normalny talerz wystarczy, może jakaś zielona sałata świetnie zastąpi bananowca.
Smacznego!
Napisz komentarz
Komentarze