System ILS (ang. instrument landing system) to radiowy system nawigacyjny, wspomagający lądowanie samolotu w warunkach ograniczonej widzialności. Jest on obecnie standardowym radiowym systemem nawigacyjnym wspomagającym lądowanie i prawie każde większe lotnisko posiada co najmniej jeden kierunek podejścia obsługiwany przez ten system.
Problem z ptakami
Na gdańskim lotnisku ILS kat. II zaczął działać pod koniec 2015 roku. Wyznacza on wysokość decyzji na 30 metrów. Minimalna widzialność przy progu pasa może wynosić 300 m, a w dalszej części wystarczy już 125 m (takie różnice zdarzają się w przypadku przemieszczających się przez lotnisko płatów mgły).
Jak widać, lądowanie jest możliwe nawet przy gęstej mgle. Gdy nie jest ono możliwe, samolot trzeba odesłać na inne lotnisko. Pasażerowie są wtedy dowożeni autokarami do miejsca docelowego podróży. To koszta, nerwy i stracony czas. Działający ILS pozwala uniknąć tego wszystkiego.
Lotnisko wydało więc na system i oświetlenie pasa 60 mln złotych, Polska Agencja Żeglugi Powietrznej kolejne 4 mln złotych na anteny. Nie zainwestowano jednak w specjalne osłony przeciw ptakom, które zabezpieczałyby radiolatarnie kierunku znajdujące się na końcu drogi startowej. Skrzydlaci mieszkańcy lotniska nieskrępowanie więc wykorzystują radiolatarnie jako punkt obserwacyjny.
ILS jest wrażliwy na zakłócenia sygnału powodowane przez ptaki, a wewnętrzne zabezpieczenia po określonej ilości takich zakłóceń automatycznie wyłączają system.
ILS kat. II nie działa „do odwołania”
PAŻP poinformował lotnisko w Gdańsku 21 września, że w związku z zaistniałą sytuacją kat. II ILS zostanie wyłączona do 30 września. Terminu nie dotrzymano i obecnie agencja twierdzi, że utrudnienia potrwają do 30 stycznia.
ILS kat. I działa, ale pozwala na lądowanie w dużo lepszych warunkach. Pilot musi widzieć światła podejścia na wysokości minimum 60 m, a widzialność wzdłuż drogi startowej musi wynosić co najmniej 550 m. Aby samolot mógł wystartować, widzialność musi wynosić 450 m. Efektem są odwołane lądowania i wyloty, który przy działającym ILS kat. II odbyłyby się bez zakłóceń.
By zabezpieczyć radiolatarnie, trzeba zamontować specjalne osłony produkowane w Stanach Zjednoczonych. Mają się one pojawić w Polsce w połowie listopada. Niestety, montaż wymaga wyłączenia całego systemu ILS na cztery dni. Trzeba do tego doliczyć jeden dzień testów. To oznacza, że w drugiej połowie listopada lotnisko będzie pozbawione najważniejszego systemu nawigacyjnego. Skutki są łatwe do przewidzenia, bo ryzyko, że w tym czasie będą mgły, jest bardzo wysokie.
Czy PAŻP niepotrzebnie zwlekał?
Co ważne dla sprawy, jak pisze GW, w tym samym przetargu na ILS kat. II dla Gdańska zamówiono ten sam system dla lotniska w Rzeszowie.
Tamtejsi pracownicy PAŻP zawczasu zorientowali się, że dojdzie do takiej sytuacji, jaka ma miejsce w porcie imienia polskiego noblisty, i osłony zamontowano wiosną przy dobrej pogodzie.
Czemu więc wiedząc o ruchach na Podkarpaciu, nie zdecydowano się na to samo na Pomorzu? Pytanie pozostaje otwarte. PAŻP szykuje odpowiedź na artykuł Gazety Wyborczej i do tego czasu nie komentuje sprawy.
Napisz komentarz
Komentarze